Operacja w Donbasie kosztowała do tej pory Kijów równowartość 600 mln zł. A trzeba dużo więcej pieniędzy.
Wojna na wschodzie Ukrainy kosztuje Kijów miliardy hrywien. Rząd musi więc szukać dodatkowych źródeł finansowania. Dzisiaj parlament będzie głosował nad podatkiem wojennym. Jego los w obliczu nadchodzących wyborów stoi jednak pod znakiem zapytania.
Podatek miałby wynosić dodatkowe 1,5 proc. od dochodów każdego Ukraińca i obowiązywać do końca roku. Środki te w całości trafią do sił zbrojnych. To jednak nie wszystko. Rząd Arsenija Jaceniuka proponuje również podwyższyć akcyzę na alkohol i papierosy, a także podatek od wydobycia gazu i węgla. Do tego chce obciąć finansowanie niektórych programów społecznych i urzędów. Budżety prezydenta, parlamentu i ministerstw mają zostać zmniejszone o 460 mln hrywien (120 mln zł).
Minister finansów Ołeksandr Szłapak przewiduje, że do budżetu trafi dzięki temu dodatkowe 10,3 mld hrywien (2,7 mld zł) w tym roku i 12,8 mld hrywien (3,3 mld zł) w przyszłym. Przegłosowanie projektów nie jest jednak przesądzone. W pierwszym podejściu, w ubiegły czwartek, parlament odrzucił zmiany, co skłoniło Jaceniuka do ogłoszenia dymisji. Dymisja nie doszła ostatecznie do skutku ze względów proceduralnych, a projekt po drobnych przeróbkach trafił ponownie do Rady Najwyższej.
Tydzień temu rozpadła się też rządząca koalicja, co było częścią planu zmierzającego do przeprowadzenia jesienią wyborów parlamentarnych, które zakończyłyby proces odnowy organów władzy po obaleniu Wiktora Janukowycza. Problem w tym, że wybory oznaczają start kampanii, a w kampanii podwyżki podatków i obniżki wydatków, nawet na tak zbożny cel jak obrona państwa, mogą być negatywnie ocenione przez wyborców.
I tak np. UDAR mera Kijowa Witalija Kliczki żąda od Batkiwszczyny, będącej głównym zapleczem rządu, by podatek wojenny ściągać nie od zwykłych ludzi, lecz od oligarchów. – Mamy od kogo brać pieniądze. Zarejestrowaliśmy projekt ustawy, zgodnie z którym wielkie przedsiębiorstwa zostaną obłożone podatkiem w wysokości 0,25 proc. obrotu w celu finansowania sił zbrojnych – mówił poseł UDAR Roman Czereha. Chodziłoby najpewniej o firmy, których dochody przekraczają 100 mln hrywien (26 mln zł) rocznie. Cały wczorajszy dzień trwały rokowania, a ostateczny kompromis może polegać na wprowadzeniu obu podatków.
W poniedziałek wiceminister finansów Wołodymyr Matwijczuk przedstawił pełne dane dotyczące kosztów operacji antyterrorystycznej (ATO), jak w oficjalnej nomenklaturze jest nazywana wspólna akcja wojska, jednostek bezpieki, gwardii narodowej i batalionów ochotniczych w Zagłębiu Donieckim. Według jego słów do 21 lipca wykorzystano 2,3 mld hrywien (600 mln zł) z wydzielonych już na ten cel 8,8 mld hrywien (2,3 mld zł). Rezerwy finansowe pozostają na razie znaczne.
Jeśli wziąć pod uwagę plany, które dziś będzie rozpatrywała Rada Najwyższa, pełen budżet obronny Ukrainy wyniesie w tym roku 63,4 mld hrywien (16,5 mld zł), o 40 proc. więcej niż w 2013 r. Część środków poszła na podwyższenie żołdu. Od 1 maja ukraińscy żołnierze otrzymują dwukrotnie wyższe pobory niż dotychczas. Szeregowi wojskowi mogą liczyć na 7,2 tys. hrywien miesięcznie (1,9 tys. zł), starsi oficerowie na dwukrotnie wyższe wynagrodzenie. W kraju, w którym średnia pensja wynosi 3,2 tys. hrywien (820 zł), to atrakcyjna oferta, przynajmniej z finansowego punktu widzenia.
Ukraińcy poprzez media społecznościowe oraz reklamy w prasie i telewizji są też zachęcani do dobrowolnych wpłat na rzecz armii albo poszczególnych jej oddziałów, do kupowania na własny koszt kamizelek kuloodpornych i lekarstw. Matwijczuk mówi, że w ten sposób wojsko pozyskało dodatkowe 329 mln hrywien (85 mln zł). Od połowy marca działa też specjalny numer 565. Każdy posiadacz komórki może na niego zadzwonić i w ten sposób przekazać żołnierzom 5 hrywien (1,30 zł). „Poprzyj armię, uratuj państwo” – głosi hasło akcji.
Rząd tymczasem musi już myśleć o kosztach odbudowy zrujnowanych miast. – Wstępne oceny mówiły o 8 mld hrywien (2,1 mld zł – red.) na obwody doniecki i ługański, ale ze względu na to, że konflikt trwa, myślę, że te pieniądze w najlepszym wypadku wystarczą na dwa miesiące – obliczał premier Jaceniuk. Wiceszefowa MSZ Polski Henryka Mościcka-Dendys nie wykluczyła w rozmowie z „Jewropejśką Prawdą”, że część tych kosztów pokryje UE.