Nadwyżka w wysokości 12 mld euro przy sprzedaży niemal takiej, jak przed pandemią – to najważniejsze wyniki w polskim handlu towarami z zagranicą w 2020 r.

W ubiegłym roku polskie firmy sprzedały za granicę towary warte 237,5 mld euro. Niewiele zabrakło, by pobić rekord z 2019 r. – 238,1 mld euro. COVID-19 przerwał więc dobrą passę eksporterów, którzy poprawiali wyniki z roku na rok od załamania sprzedaży pod wpływem ostatniego kryzysu finansowego w 2009 r. Ale i tak rezultat, jaki udało się osiągnąć, jest imponujący. Po wiosennym zatrzymaniu, wywołanym zamykaniem granic i zrywaniem łańcuchów dostaw, handel ruszył z kopyta, by w drugiej połowie roku notować dwucyfrowe dynamiki wzrostu. Według opublikowanych również wczoraj danych Narodowego Banku Polskiego w samym grudniu zanotowano wzrost o 14,8 proc. w porównaniu do grudnia 2019 r.
– Od kilku miesięcy widać, że eksporterzy jakby zapomnieli, że mamy pandemię. Powodów mocnego odbicia w handlu zagranicznym mieliśmy co najmniej kilka, ale najważniejsze to efekt odłożonego popytu, który zadziałał w połowie roku, i przesunięcie części wydatków z usług na dobra konsumpcyjne – mówi Marta Zagajewska, ekonomistka banku PKO BP.
Popyt odłożony to wzmożone zakupy za każdym razem po odmrożeniu handlu. Zawsze przekładało się to na odbicie w produkcji przemysłowej, bo szturm na sklepy nie odbywał się tylko w Polsce, ale też na innych rynkach. Mocny popyt konsumpcyjny wynikał m.in. z tego, że w krajach, które są głównymi odbiorcami polskiego eksportu, rządy zastosowały duże programy osłonowe. Ludzie mieli więc czym płacić za zakupy, a kolejne lockdowny wyłączały działalność części sektora usług – w naturalny sposób wydatki koncentrowały się więc na towarach. Produkcja odbijała najszybciej w branżach sprzętu elektronicznego, mebli, RTV-AGD, gdzie duża część produkcji jest sprzedawana za granicę.
Eksporterom pomogły osłabienie złotego i niskie koszty pracy
– Na całym świecie wymiana towarowa zwiększyła się i gospodarki nastawione na eksport, jak południowokoreańska czy niemiecka, radziły sobie bardzo dobrze. Ale polska na tle światowych trendów wypadała lepiej, właśnie dlatego, że celuje w eksporcie dóbr konsumpcyjnych – tłumaczy Marta Zagajewska. Podkreśla, że nadal polskie firmy konkurują niską ceną. A to jest zawsze czynnik, na który odbiorcy zwracają uwagę w czasach kryzysowych. Eksporterom pomogły osłabienie złotego, który wobec euro stracił w ciągu roku prawie 7 proc., i relatywnie niskie koszty pracy.
– Kolejny powód to skutek zwiększonego napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych, jakie notowaliśmy od wyników referendum brexitowego. Inwestycje te były mocno zorientowane na produkcję eksportową. Ich skutki widać np. w tzw. zielonej motoryzacji – dodaje ekonomistka PKO BP.
We wczorajszych danych GUS i NBP widać jeszcze jedną tendencję: za szybką odbudową w eksporcie nie nadążał import. W całym roku jego wartość wyniosła 225,5 mld euro, o 12 mld euro mniej niż rok wcześniej. W samym grudniu wartość sprowadzonych z zagranicy towarów była o 13,6 proc. większa niż rok wcześniej, czyli rosła wolniej niż towarów sprzedanych. Efekt jest taki, że Polska zanotowała w całym roku 12 mld euro nadwyżki w handlu zagranicznym, co jest wynikiem bez precedensu. A na rachunku bieżącym – który skupia obroty towarowe, ale również eksport i import usług oraz salda dochodów pierwotnych (np. osiąganych z pracy Polaków za granicą i cudzoziemców w Polsce czy z inwestycji dokonywanych przez polskie przedsiębiorstwa na innych rynkach i zagraniczne firmy w naszym kraju) i wtórnych (dochody instytucji rządowych) – nadwyżka była jeszcze większa, osiągając 18,4 mld euro.
Podsumowanie całego roku wypada więc bardzo dobrze, mimo nieco gorszych od oczekiwanych wyników w samym grudniu. „Cały rok 2020 kończymy z rekordową nadwyżką na rachunku bieżącym w wysokości 3,5 proc. PKB” – zwracają uwagę ekonomiści banku Pekao SA.
Z jednej strony to dobrze, bo poprawia wynik polskiej gospodarki w całym bilansie płatniczym, skupiającym wszystkie rozliczenia z zagranicą. Niemal we wszystkich składowych tego bilansu mieliśmy nadwyżki, co pokazuje dużą odporność polskiej gospodarki na jakiś ewentualny zewnętrzny szok. Ale z drugiej strony słabszy import to pochodna mizerii w inwestycjach.
Spadł też import zaopatrzeniowy. Poza tym ubiegły rok to bardzo niskie ceny surowców. – Ropa i gaz, jakie sprowadzamy, były po prostu dużo tańsze, co też przełożyło się na wynik w imporcie. Dlatego ja nie należę do tych, którzy bardzo się cieszą z nadwyżki w obrotach towarowych, duża nadwyżka to także nierównowaga – mówi Piotr Soroczyński, ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. Według KIG tendencje „silny eksport – słabszy import” może się jeszcze utrzymać przez kilka miesięcy, choć obraz będą zaburzać efekty bazy statystycznej, zwłaszcza w II kw. (rok wcześniej eksport gwałtownie spadał). Jednak gdy w połowie roku będzie już więcej wiadomo o efektach akcji szczepień i da się lepiej przewidzieć dalszy wpływ pandemii na gospodarkę, to sytuacja w handlu zagranicznym może się odwrócić: trudno będzie utrzymać dużą dynamikę eksportu, za to może odbijać import zaopatrzeniowy, który firmy będą realizować, zakładając szybkie ożywienie koniunktury. Możemy mieć nawet miesiące z deficytem, czym jednak według ekonomisty KIG nie musimy się martwić.
Polski handel zagraniczny