RPP nie pali się do obniżki, choć chcą tego i przedsiębiorcy, i finansiści, i rynek pracy. Zdaniem jednych ekspertów Rada jest ostrożna, innych – zbyt restrykcyjna. Tak, czy inaczej na tańsze kredyty się nie zanosi

Najnowsza projekcja banku centralnego nie pozostawia złudzeń: wskaźnik wzrostu cen w tym roku będzie bardzo niski, według analityków Instytutu Ekonomicznego NBP może wynieść około 0,2 proc. To bardzo daleko od celu inflacyjnego (2,5 proc.) i dużo poniżej dolnej granicy dopuszczalnych odchyleń od tego celu (1,5 proc.). Co więcej, eksperci banku zakładają, że również w przyszłym roku nie uda się tego celu osiągnąć, skoro wskaźnik inflacji ma się mieścić w przedziale 0,5–2,1 proc. (w poprzedniej projekcji zakładano, że będzie to 1–2,6 proc.).

Prezes NBP Marek Belka musiał zdawać sobie sprawę, że prognozy tak niskiej inflacji spowodują, że rynek zacznie obstawiać rychłe obniżki stóp, i to już na następnym posiedzeniu RPP. Tym bardziej że rada zrezygnowała z comiesięcznych deklaracji, że nie zmieni stóp przynajmniej do końca września. Belka próbował studzić nastroje, mówiąc, że wrześniowa obniżka jest mało prawdopodobna, dodając przy tym, że „konwergencja” poglądów w radzie w tej sprawie jest wysoka. Co mogłoby oznaczać, że większość członków RPP jest przeciwna szybkim obniżkom.

Szef NBP osiągnął efekt, bo rynek wstrzemięźliwiej wycenia możliwość obniżek po wakacjach. Widać to w notowaniach kontraktów FRA (instrumentów, w których inwestorzy obstawiają, jak będą wyglądały stopy procentowe w przyszłości). Z wycen wynika też, że pierwsza obniżka mogłaby nastąpić w październiku.

Eksperci prześcigają się w przewidywaniach dalszych kroków rady. Po wczorajszym komunikacie i wypowiedziach członków RPP ekonomiści Banku Millennium uznali, że scenariusz, w którym stopy spadną poniżej obecnego rekordowo niskiego poziomu, jest mało prawdopodobny. RPP raczej nie tknie stóp do drugiej połowy 2015 r., kiedy mogłoby dojść do pierwszej podwyżki. W obniżkę nie wierzą też eksperci PKO BP. Kamil Cisowski, ekonomista banku, zwraca uwagę, że RPP spodziewa się wysokiego wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach (3,7 proc. w tym roku, 3,6 proc. w 2015) – a to oznacza, że z punktu widzenia RPP nie ma potrzeby stymulować gospodarki niskim kosztem pieniądza. – Obniżki raczej nie zobaczymy. Skoro ma jej nie być we wrześniu, to dokonanie jej później będzie coraz mniej prawdopodobne. Inflacja z czasem zacznie rosnąć – twierdzi Cisowski.

Rafał Benecki, główny ekonomista Banku ING, uważa, że RPP prowadzi zbyt restrykcyjną politykę pieniężną. – Niska inflacja zakorzeniła się w gospodarce. Ryzyko przegrzania koniunktury jest niskie, za granicą wzrost nie przyspiesza tak, jak przed kryzysem. RPP powinna dokonać cięcia, żeby dać oddech przedsiębiorcom, rynkowi pracy. Odżegnując się od obniżki, prezentuje nadgorliwe podejście. Tymczasem Polska ma jedne z najwyższych realnych stóp procentowych na rynkach wschodzących przy jednym z najniższych wskaźników inflacji – tłumaczy. Jego zdaniem RPP próbuje przyjąć taktykę na przeczekanie niskiej inflacji, zakładając, że zacznie ona rosnąć jesienią, a złoty nie będzie się umacniał. Chce mieć pewność, że ostatnie objawy wyhamowania wzrostu to zjawisko przejściowe. Gdyby gospodarka rzeczywiście zwalniała, prawdopodobieństwo obniżek stóp byłoby większe.

W przyszłym roku możemy spodziewać się podwyżek stóp

Niższe stopy to tańszy kredyt, co oznacza...

Obniżka stóp procentowych NBP oznacza na ogół spadek stóp rynkowych. Na przykład trzymiesięcznego WIBOR-u, który jest bazą do wyliczania oprocentowania większości kredytów w złotych. Praktyka rynkowa pokazuje, że wystarczy samo prawdopodobieństwo obniżki, by WIBOR spadał. Im niższy WIBOR, tym oczywiście niższe raty kredytów. Na ogół jednak musi upłynąć trochę czasu, by banki dostosowały się do nowej sytuacji – zwykle zmiany oprocentowania odbywają się w kilkumiesięcznych cyklach (na ogół raz na kwartał). Druga zależność: banki najpierw dostosowują koszt już udzielonych kredytów, a później dopiero nowo udzielanych. Zasady ustalania oprocentowania „starych” pożyczek regulują już zawarte umowy z klientami i banki muszą reagować. Przy nowych kredytach spadek stopy rynkowej mogą sobie zrekompensować wzrostem marży.

...znaczny wzrost popytu. A to wiąże się z...

Tańszy kredyt to najbardziej pożądany przez bank centralny skutek obniżek stóp. Bo kiedy podejmowana jest taka decyzja? Gdy słaby popyt ogranicza wzrost gospodarczy i sprawia, że ceny są niskie – czyli inflacja nie rośnie i jest pod kontrolą banku. Stopa procentowa to cena pieniądza – im jest niższa, tym pieniądz łatwiej pożyczyć. A potem wydać. Więcej pieniądza napędza popyt konsumpcyjny, a także inwestycyjny. Wyższa konsumpcja i większe inwestycje to najsilniejsze motory dla gospodarczego wzrostu. Tańszy pieniądz to także dobra informacja dla budżetu państwa. Po pierwsze, wzrost popytu w gospodarce na ogół powoduje wzrost cen. Wyższe ceny to większe wpływy z podatku VAT, głównego źródła dochodów. Po drugie można taniej finansować deficyt (rentowność obligacji w takich warunkach na ogół spada).

...końcem umacniania złotego

Spadek rentowności obligacji widać na ogół wcześniej, zanim dojdzie do obniżki. To ucieczka do przodu inwestorów: kupujemy dziś, gdy ceny są niskie, zakładając, że tańszy pieniądz będzie powodował wzrost cen w przyszłości.

W polskich warunkach ma to dodatkowe konsekwencje: obligacje cieszą się dużym zainteresowaniem ze strony zagranicznych graczy, popyt na nie idzie więc w parze z umocnieniem złotego – a przynajmniej stabilizacją jego kursu. Jeśli stopy zostałyby obniżone, złoty mógłby zacząć tracić – część inwestorów mogłaby zrealizować zysk na kupionych wcześniej papierach skarbowych. W drugiej kolejności wymieniałaby złote na swoje waluty, co mogłoby doprowadzić do spadku kursu.

Dla RPP nie byłoby to takie złe: słabszy złoty oznacza wyższe ceny towarów z importu, np. paliw. Gdy drożeją paliwa, wzrosnąć mogą np. ceny transportu. Osłabienie złotego to także wyższe raty kredytów walutowych.

Najnowsze dane o inflacji we wszystkich krajach UE na Forsal.pl