Od stycznia ceny wyjazdów krajowych i zagranicznych w biurach podróży poszły w górę. To efekt wprowadzenia nowych opłat przez rząd

Najważniejsza zmiana polega na utworzeniu Turystycznego Funduszu Pomocowego. Jego celem jest pomaganie biurom podróży w razie konieczności zwrócenia podróżnym wpłat po odwołaniu wyjazdu. Składka wynosi 2–15 zł w zależności od miejsca wyjazdu i rodzaju środka transportu.
W przeliczeniu na jedno biuro oznacza to roczne wydatki na poziomie od kilkuset tysięcy do nawet kilku milionów złotych. – W naszym przypadku będzie to 500 tys. zł – mówi prezes Funclubu Piotr Sućko i dodaje, że nałożenie dodatkowych kosztów na biura w sytuacji, gdy branża walczy o przerwanie, jest nieporozumieniem. – W tej chwili musimy zabiegać o każdego klienta, więc każdy wzrost cen działa na naszą niekorzyść – przekonuje. Dlatego jego biuro nie zmieniło na razie cen wyjazdów. – Nie wykluczamy, że będziemy wystawiać aneksy do umów, czyli prosić klientów o dopłatę, tak jak ma to miejsce w przypadku dopłat wynikających ze wzrostów kosztów paliwa lotniczego – zastrzega Sućko.
Ze względu na pandemię COVID-19 ubiegły rok był jednym z najgorszych w historii branży wycieczkowej. W ubiegłym roku polskie biura podróży obsłużyły o 80 proc. mniej klientów niż w 2019 r., kiedy z ich usług skorzystało 3,14 mln osób. Tym samym, jak wyjaśnia Andrzej Betlej z Instytutu Badań Rynku Turystycznego TravelData, nastąpił powrót do poziomu sprzed 13 lat. Biura nie mają z czego płacić, bo zgromadzone w czasach hossy oszczędności wydały na utrzymanie. Jak mówią ich przedstawiciele, pomoc rządu była niewystarczająca. Do dyspozycji mieli środki z Turystycznego Funduszu Zwrotów przy Ubezpieczoniowym Funduszu Gwarancyjnym. Mowa o 300 mln zł, z których wypłacono już 178 mln zł. Biura muszą je oddać z odsetkami w ciągu sześciu lat.
Mniejsze i średnie podmioty mogły dodatkowo skorzystać z pomocy oferowanej w ramach tarczy PFR 1.0. – Było to maksymalnie 8 proc. przychodów, ale nie więcej niż 3,5 mln zł. Pozwoliło to utrzymać miejsca pracy i zapłacić czynsze za lokale do końca roku – mówi jeden z właścicieli biura podróży. Niebawem ma ruszyć tarcza PFR 2.0, ale zdaniem touroperatorów niewiele firm z tej branży sięgnie po pieniądze. – Ustalone warunki na to nie pozwalają. Pomoc jest zależna od liczby osób zatrudnionych na etat. Z moich wyliczeń wynika, że biura które otrzymały maksymalną pomoc z tarczy PFR 1.0, mogą teraz liczyć na wsparcie, jeśli zatrudniają co najmniej 28 pracowników. Tymczasem mali i średni touroperatorzy mają z reguły 10–15 pracowników – przekonuje Sućko.
Dlatego większość biur już 1 stycznia przeniosła dodatkowe koszty na klientów. – Składka stanowi duże obciążenie. Dlatego zdecydowaliśmy się na taki krok. Ceny imprez zdrożały wprost proporcjonalnie do nowych opłat – tłumaczy wiceprezes Itaki Piotr Henicz. Uważa jednak, że gra jest warta świeczki i nowy fundusz ostatecznie przyniesie branży korzyści. – Jest wprowadzony w trudnym dla biur momencie, kiedy mierzą się one z problemami finansowymi. Trzeba jednak myśleć przyszłościowo. Nie można wykluczyć, że sytuacja podobna do tej z 2020 r., kiedy sprzedaż stanęła z powodu COVID-19, nie powtórzy się w kolejnych latach. Wówczas nie trzeba będzie walczyć o pomoc rządu, a do dyspozycji będą środki z funduszu – dodaje Henicz.
Nowy rok przyniósł też podwyżkę opłat na Turystyczny Fundusz Gwarancyjny, na który już od kilku lat zrzucają się organizatorzy wycieczek. Dotychczas jednak ze składek były zwolnione imprezy organizowane w kraju i państwach ościennych. Od tego roku opłata w takim przypadku wynosi 2 zł od klienta. Jak tłumaczą eksperci, to efekt poszerzenia w minionym roku oferty przez wiele biur podróży o tego typu wyjazdy. Tym samym ryzyko dla klientów wzrosło. – Ta opłata także została wkalkulowana w ceny wycieczek – podkreśla Piotr Henicz z Itaki. ©℗