Część sprzedawców ogłosiła, że nie będzie już wysyłać swoich produktów do Wielkiej Brytanii. Inni tylko wstrzymali dostawy, licząc, że sytuacja wkrótce się ustabilizuje

Zawarta w grudniu umowa Komisji Europejskiej z Wielką Brytanią pozwoliła na uniknięcie ceł. Jednak nowy system naliczania VAT, a także sama konieczność kontroli celnych i tak spowodowały niemałe zamieszanie w handlu detalicznym między Zjednoczonym Królestwem a państwami członkowskimi UE.
Mimo że wszyscy przyznają, iż najbardziej obawiali się twardego brexitu, to i ten miękki sprawił wiele problemów. Jak donosi BBC, część sklepów na kontynencie całkowicie zrezygnowała z dostaw na Wyspy, gdyż biurokracja, a także konieczność rozliczania się przed brytyjskimi organami podatkowymi wymaga dostosowania systemów i generuje większe koszty. Jedne firmy ogłosiły, że to trwała decyzja – przykładowo, obecnie holenderska firma Dutch Bike Bits zapowiedziała, że wysyła swoje produkty na cały świat z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, gdyż jak stwierdzono w oświadczeniu, „zmusiła ją do tego polityka tego państwa”. Część firm z całej Europy daje sobie czas na dopasowanie się do nowych realiów.
Podobnie jest z polskim biznesem. – Ze względu na konieczność dostosowywania naszej działalności i warunków współpracy z kontrahentami do zupełnie nowych przepisów dostawy na rynek brytyjski zostały wstrzymane – przyznaje Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes firmy LPP. – W tej chwili jesteśmy w trakcie rozmów z naszym brokerem – mówi Krzysztof Jerenkiewicz, właściciel BioSklepu oferującego wcześniej wysyłkę do Wielkiej Brytanii. Sklep komputerowy Morele.net poinformował, że od 1 stycznia przestał wysyłać produkty do Wielkiej Brytanii i koncentruje się jedynie na Unii Europejskiej.
Firmy najbardziej narzekają na obowiązek zarejestrowania się na Wyspach jako podatnik VAT i rozliczania się przed tamtejszą skarbówką z przesyłek nieprzekraczających wartości 135 funtów. To dla nich obciążenie, ale szansa biznesowa dla firm kurierskich, które okazują się jeszcze bardziej niezbędne przy ich obsłudze. Większość z nich właśnie wznawia swoje usługi na Wyspach po grudniowym zamieszaniu związanym z negocjacjami i nowym szczepem koronawirusa. – Od 4 stycznia oferujemy naszym klientom obsługę celną dla przesyłek do Wielkiej Brytanii. Klienci biznesowi mają do wyboru odprawę uproszczoną lub indywidualną, klienci indywidualni mogą skorzystać z opcji odprawy uproszczonej – mówi Magdalena Bugajło, dyrektor ds. komunikacji marketingowej i PR w DHL Parcel.
To jednak wymagało przygotowania. – Dostosowanie aplikacji klienckich i systemów informatycznych pod kątem wprowadzania dodatkowych danych niezbędnych do dokonania zgłoszenia eksportowego wiązało się oczywiście z dodatkowymi kosztami – mówi Łukasz Zembowicz, członek zarządu, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu w DPD. – Musieliśmy wzmocnić nasz zespół – opowiada z kolei Michał Rząsa, menedżer ds. obsługi klienta między narodowego w GLS.
– Nawet jeśli teraz część firm nie wie, jak się zachować, to sytuacja lada chwila się ustabilizuje. W końcu od lat działają firmy, które wysyłają swoje towary do Rosji czy Stanów Zjednoczonych – tłumaczy Krzysztof Zawadzki, menedżer w firmie Szybka Paczka, wyspecjalizowanej w przesyłkach między Polską a Wielką Brytanią.
Gorzej będą mieli jednak klienci, bo będą ponosić wyższe koszty przesyłek. Choć nie trzeba opłacać ceł, to koszty determinuje np. konieczność samej odprawy. A te oscylują między 3–5 funtów. Przykładowo, w przypadku TNT cena to ok. 4,3 funta. Firmy kurierskie w Polsce również zmieniają swoje cenniki – jedne jeszcze nad tym pracują, inne (m.in. Poczta Polska czy DPD) wskazują, że koszty będą podobne jak w przypadku innych europejskich krajów spoza UE. – To próba znalezienia dodatkowego zarobku – deklarację celną i tak wypełnia klient za pośrednictwem strony internetowej, a kurierzy nie będą weryfikować jej poprawności. Opłaty wydają się niewspółmierne, choć dzisiaj trudno oszacować rzeczywiste koszty, jakie będą musiały być dodatkowo poniesione – twierdzi przedstawiciel Szybkiej Paczki. Podkreśla, że mniejsi gracze są w dużo trudniejszej sytuacji. – Informacje na stronach rządowych są bardzo ogólne i nie wiadomo, co zrobić. Obecnie nie przyjmujemy paczek, bo nie odbiorą ich od nas firmy odpowiedzialne za transport, z którymi współpracujemy. W dokumentacji trzeba wskazać wartość paczki – skąd mamy to wiedzieć, gdy wysyłamy używany towar bądź rzeczy osobiste? Wcześniej wystarczył ogólny opis, np. hasło „odzież”, a dziś wymaga się szczegółowej specyfikacji. A gdy nadawanych jest kilka rzeczy naraz, to nie ma na to nawet miejsca na oficjalnym druku. Nie wiemy też, czy dozwolone jest łączenie paczek w duże, co znacznie zmniejszało koszty. Tymczasem nie możemy pozwolić sobie na ryzyko ewentualnych zwrotów, bo zapłaci za to nadawca. Dopóki to ryzyko się nie zmniejszy, nie możemy normalnie działać – twierdzi Krzysztof Zawadzki.
Duże firmy kurierskie zapewniają, że dadzą sobie radę. – Służymy wsparciem także w formie kontaktu z agencją, z którą współpracujemy przy obsłudze paczek wymagających odprawy celnej. W procesie wysyłania takich paczek pomagają nasi pracownicy obsługi klienta – zapewnia Michał Rząsa.
Przedstawiciele największych firm stwierdzają jednak zgodnie, że czas transportu może się wydłużyć. – W pierwszej fazie jest uzależniony od sytuacji na przejściach granicznych oraz płynności ruchu w Eurotunelu – mówi Łukasz Zembowicz. – Trzeba zwrócić też uwagę na to, że świat nadal mierzy się z pandemią i lockdownem – dodaje Magdalena Bugajło.