To, co zrobił Narodowy Bank Polski w ostatnich dniach 2020 roku, przejdzie zapewne do historii. Najpierw zaczął skupować waluty na rynku, żeby osłabić złotego, potem ustami prezesa Adama Glapińskiego zakomunikował, że być może obniży stopy procentowe, następnie – również cytując szefa – zajął jasne stanowisko, że złoty musi być słabszy niż jest. „Werbalna interwencja” przybrała niespotykaną wcześniej formę twittów.

To dość nieoczekiwane zachowanie, nie tylko ze względu na formę (bez wyraźnego powodu użyto nadzwyczajnego, można by pomyśleć – kryzysowego, trybu), ale i na treść. Z cytatów wynikało, że prezes dopuszcza obniżkę stóp już w I kwartale 2021 r., choć wcześniej mogło się wydawać, że w banku jest zgoda co do tego, żeby stóp nie ruszać przez dłuższy czas. Lawina komentarzy, jaka przetoczyła się przez rynek, świadczy o tym, że cała sytuacja wywołała dezorientację. A nasz bank zachowywał się tak, jakby wywołanie tej niepewności było mu na rękę.
Komunikacja ze światem to jedno z najważniejszych narzędzi, od których zależy skuteczność polityki pieniężnej. Bank powinien być dobrze rozumiany, a jego działania przewidywalne. Ludzie odpowiedzialni za komunikację w NBP muszą zrozumieć, że tu nie chodzi o widzimisię tego czy innego dziennikarza, ani nawet o komfort pracy bankowego analityka.
Być może trzeba zacząć od kwestii fundamentalnych, czyli po co w ogóle nam bank centralny i jakie zadania przed nim stawiamy. Konstytucja określa to jako odpowiedzialność za wartość polskiego pieniądza, ustawa o NBP precyzuje, że chodzi o utrzymanie stabilnego poziomu cen, przy jednoczesnym wspieraniu polityki gospodarczej rządu, „o ile nie ogranicza to podstawowego celu NBP”. Nasz bank, podobnie jak większość takich instytucji na świecie, wartość pieniądza i utrzymanie stabilnego poziomu cen chce osiągnąć, realizując strategię celu inflacyjnego. Polega ona na wyznaczeniu jakiegoś poziomu wzrostu cen, do którego trzeba dążyć, prowadząc politykę pieniężną. W Polsce to 2,5 proc. z możliwością odchylenia o 1 pkt proc. w obie strony.
Strategia celu inflacyjnego przyjęła się w świecie już dość dawno, bo w latach 90. ubiegłego wieku. Uznano bowiem, że w pełnym niepewności środowisku dobrze jest mieć jakiś punkt odniesienia, dzięki któremu dla postronnego obserwatora polityka pieniężna obierze jakiś kierunek. Jeśli inflacja będzie wyższa od celu, to wiadomo, że bank centralny będzie podwyższał stopy, by ją zdusić. I odwrotnie. Założenie było takie, że ludzie i podmioty gospodarcze, wiedząc o tym, będą uwzględniać potencjalne działania banku w swoich decyzjach. I dojdzie do czegoś w rodzaju samospełniającej się przepowiedni: skoro np. zakładamy, że w odpowiedzi na podwyższoną inflację bank centralny podwyższy stopy, to może poczekajmy z wzięciem kredytu, bo zaraz będziemy za niego więcej płacić. Mniej kredytu w gospodarce to mniejszy popyt i faktyczne wyhamowanie tempa wzrostu inflacji. Ekonomiści nazywają to zarządzaniem oczekiwaniami.
Właśnie dla kształtowania się tych oczekiwań dobrze prowadzona komunikacja ma kluczowe znaczenie: ludzie i firmy muszą mieć zaufanie do banku centralnego, rozumieć jego strategię i wierzyć, że rzeczywiście będzie ją realizował. Nie da się tego uzyskać, zamykając się w wieży z kości słoniowej. Trzeba z rynkiem rozmawiać i to tak, by nie było zbyt dużego pola do domysłów „co autor miał na myśli”. Tylko wtedy bank będzie wiarygodny, a właśnie wiarygodność to klucz do jego skuteczności.
Jeśli spece od komunikacji w NBP nie chcą przyjmować rad w tym temacie od mediów, to mogą sięgnąć do własnych zasobów. W 2016 r. pod szyldem Narodowego Banku Polskiego ukazała się publikacja „Alternatywne strategie polityki pieniężnej”, a w niej dość szczegółowe omówienie roli wiarygodności i przejrzystości działań banku centralnego dla efektywności polityki pieniężnej. „Bank centralny musi być wiarygodny, by mógł (…) efektywnie wpływać na oczekiwania podmiotów gospodarczych. Przyjęcie strategii i jej skuteczna (to jest prowadząca do stabilności cen) realizacja pomagają mu zdobyć reputację i wiarygodność. Są one kluczowe w gospodarce opartej na pieniądzu fiducjarnym, a więc takim, którego wartość wynika z zaufania podmiotów gospodarczych” – uważają jej autorzy.
Po ostatnich dokonaniach na tym polu trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że rolę komunikacji w NBP widzą jakby nieco inaczej. Bo czy rezygnacja z konferencji prasowych po posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej i ograniczenie się jedynie do formalnego komunikatu buduje wiarygodność? Albo wprowadzenie dość groteskowej formuły, w której media mogą przesyłać pytania do prezesa Glapińskiego e-mailem, prezes wybierze te, na które zechce odpowiedzieć, a odpowiedź zostanie nagrana i odtworzona w jakimś terminie? W ogóle szef Narodowego Banku Polskiego medialnie udziela się bardzo rzadko.
Czy to wszystko służy poprawie przejrzystości działań, która „umożliwia rozliczenie banku centralnego z prowadzonej polityki, a tym samym utrzymanie lub zdobycie przez niego wiarygodności, (…) pozwala mu wpływać na oczekiwania podmiotów gospodarczych, od czego zależy efektywność polityki pieniężnej”? ©℗