Rząd rozpoczął rozmowy ze związkami w sprawie umowy obejmującej mechanizm finansowania spółek górniczych. Aby popłynęła pomoc rządowa, zgodę musi dać Bruksela.

Zawarte pod koniec września porozumienie górników z rządem wyznacza datę zamknięcia ostatniej kopalni w Polsce na 2049 r. Jednocześnie gabinet Mateusza Morawieckiego zobowiązał się do wypracowania mechanizmu subsydiowania wydobycia, który będzie musiała zaaprobować Komisja Europejska. Przedstawiciele resortu aktywów państwowych rozmawiali wczoraj z górnikami o kalendarzu zmian i o pracach specjalnych zespołów w spółkach górniczych. Działały one w Polskiej Grupie Górniczej, Tauronie Wydobycie, Węglokoksie Kraj oraz w Lubelskim Węglu Bogdance.
Z kolei Jastrzębska Spółka Węglowa przewiduje nowy model funkcjonowania, oparty na wydobyciu wyłącznie węgla koksowego, który nadal jest uznawany w Unii za zasób strategiczny. Wobec tego – jak mówił DGP wiceminister aktywów Artur Soboń – spółka nie jest zainteresowana nowym mechanizmem wsparcia. Ministerstwo przygotowało też nowelizację ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego, a do ministra finansów i funduszy zawnioskowało o rozpoczęcie prac nad umową dotyczącą transformacji województwa śląskiego. Takiej umowy oczekuje Unia w związku z Funduszem Sprawiedliwej Transformacji.
Szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz mówił po spotkaniu, że umowa społeczna z rządem musi zostać zawarta do połowy lutego, bo wówczas Warszawa ma notyfikować Brukseli pomoc publiczną. Rząd przedstawił zaś związkom projekt porozumienia. Nikt nie spodziewał się jego podpisania już we wtorek, bo strona związkowa ma się z nim najpierw zapoznać, po czym rozmowy mają być wznowione. Wszystkim powinno jednak zależeć na czasie, bo Bruksela zapozna się z ostatecznym kształtem mechanizmu dotowania kopalń już po uzgodnieniu umowy społecznej.
Przed spotkaniem związkowcy niepokoili się, że rząd przyspieszy proces wygaszania kopalń w związku z niedawnym szczytem unijnym, który zatwierdził podniesienie celu redukcji emisji dwutlenku węgla do 2030 r. z 40 do 55 proc. – Chcemy dopytać, jakie będą skutki dla energetyki i jak szybko energetyka będzie chciała odejść od węgla kamiennego. Szybciej czy w tym tempie, które zostało określone i które pozwoli kopalniom dotrwać do 2049 r. – zastanawiał się w rozmowie z PAP szef górniczej Solidarności Bogusław Hutek. Jego zdaniem przyspieszone w stosunku do planu odejście od węgla postawiłoby porozumienie pod znakiem zapytania. Ostatnia aktualizacja projektu Polityki energetycznej Polski do 2040 r. przewiduje, że za 20 lat tylko 11 proc. produkowanej nad Wisłą energii będzie pochodzić z węgla.
Polska nie zawetowała unijnego budżetu, więc mamy szansę dostać na zieloną transformację 30 mld euro z unijnych funduszy i funduszu odbudowy. Oznacza to też 3,5 mld euro z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji na nowe miejsca pracy dla regionów górniczych, pod warunkiem że Polska przyłączy się do celu neutralności klimatycznej do 2050 r. Przykładem zastępowania etatów węglowych ma być decyzja o ulokowaniu fabryki aut elektrycznych Izera. Przedstawiciele inwestora i resortu klimatu potwierdzili wczoraj, że ma ona powstać w Jaworznie. Jak mówił po podpisaniu memorandum w tej sprawie minister klimatu Michał Kurtyka, inwestycja wpisuje się w sprawiedliwą transformację województwa. W regionie ma powstać 15 tys. miejsc pracy, z czego 3 tys. w samej fabryce.
W listopadzie Soboń tłumaczył DGP, że resort chciałby powiązać mechanizm finansowania pogrążonych w kryzysie spółek górniczych z rynkową ceną węgla i doprecyzować konkretnymi wskaźnikami, dotyczącymi efektywności poszczególnych kopalń. Rząd równolegle negocjuje program wsparcia dla górnictwa z Brukselą. Nie są to łatwe rozmowy, bo Warszawa musi przekonać Komisję Europejską do subsydiowania go do 2049 r., tymczasem w połowie wieku UE planuje osiągnąć neutralność klimatyczną. Rząd ma jednak pomysł na te rozmowy. Jak mówi nam osoba znająca ich szczegóły, Polska chce działać dwutorowo. Z jednej strony pokazywać, że zasilanie górnictwa pomocą publiczną jest konieczne, by uniknąć nadmiernych kosztów społecznych i gospodarczych, a z drugiej strony wychodzić do przodu z planami na transformację energetyczną.
O tych planach premier Morawiecki miał w trakcie zeszłotygodniowego szczytu rozmawiać z Ursulą von der Leyen. W nieoficjalnej rozmowie szefowa KE miała odnotować, że przygotowania do wydawania w Polsce pieniędzy z funduszu odbudowy są bardziej zaawansowane niż w innych państwach. W ramach funduszu każdy kraj będzie musiał przedstawić Brukseli własny plan odbudowy, w którym pokaże, na co konkretnie wyda środki z pakietu ratunkowego na stymulowanie gospodarek po pandemii. Jednym z polskich priorytetów ma być obniżanie cen prądu.
– Z Brukseli lepiej niż z Warszawy widać, że Polska wychodzi do przodu, także po ambitnych strategiach spółek państwowych, które powstają niezależnie od tego, że spór na poziomie politycznym wciąż nie został rozstrzygnięty – słyszymy z okolic rządu. Wiceminister Soboń dodawał wczoraj, że KE rozumie wysiłki związane z tranformacją i w sprawie planowanej pomocy publicznej dopytuje o szczegóły, ale z życzliwością. Równolegle ważyły się wczoraj losy innego wiceszefa MAP, Janusza Kowalskiego. Choć jako powód jego możliwej dymisji PAP podawała radykalne wypowiedzi o unijnym budżecie, to warto przypomnieć, że Kowalski negował również politykę klimatyczną Unii, co resortowi odpowiadającemu za transformację utrudniało rozmowy ze związkami.
Współpraca Magdalena Cedro