Jeżeli sąd w Chile przyzna rację mieszkańcowi Antofagasty, po raz kolejny wzrosną koszty południowoamerykańskiej inwestycji koncernu

Jak dentysta z Chile zatrzymał KGHM

Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową / DGP / Marek Matusiak

W ciągu kilku dni sąd najwyższy Chile zdecyduje o przyszłości inwestycji KGHM w tym kraju. A konkretnie o tym, czy polski koncern może korzystać z kolei przy transporcie miedzi z kopalni w Sierra Gorda do portu w Antafogaście – ustalił DGP.

Sędziowie mają orzec, czy magazyny w Antafogaście, w których surowiec ma być przeładowywany, mogą grozić zapyleniem... podwórka miejscowego dentysty.

Herbert Wirth, prezes KGHM, czeka na ostateczny werdykt od lutego. Wówczas chilijski sąd niższej instancji na wniosek dentysty cofnął pozwolenie na transport kolejowy urobku z kopalni i jego przeładunek w Antafogaście. Argumentował to „względami środowiskowymi”. Jeżeli sąd najwyższy utrzyma w mocy tę decyzję, to zablokuje spółce kolejowy dostęp do portu nad Oceanem Spokojnym

Miedziowa spółka jest jednak przygotowana na alternatywne warianty.

– Nie wyolbrzymiałbym tego problemu. Chile ma inne porty, jak chociażby Mejillones. Nie ma obaw, że koncentrat z Sierra Gorda w ogóle nie będzie transportowany – zapewnia Dariusz Wyborski, rzecznik prasowy KGHM.

Uspokaja, że zastępcze rozwiązanie nie będzie dużo droższe od pierwotnie planowanego. Pochłonie dodatkowo najwyżej 10 mln dol. – i to przez dziesięć lat. Niewiele w stosunku do poniesionych nakładów, które już po korektach szacowane są na 3,9 mld dol., czy wobec spodziewanych obrotów. Już od 2015 r. w kopalni Sierra Gorda ma być wydobywane 110 tys. ton surowca, co nawet przy dzisiejszej jego cenie wynoszącej 6,8 tys. dol. daje około 750 mln dol. przychodu rocznie. Wyborski zapewnia, że prace w kopalni idą zgodnie z harmonogramem i obecnie zaawansowanie projektu sięga blisko 97 proc.

Jednak analitycy przypominają, że byłaby to kolejna korekta finansowa przy największej zagranicznej inwestycji polskiej spółki w historii. Przed rokiem okazało się, że nakłady na uruchomienie projektu wyniosą nie 2,6 mld dol., ale 3,9 mld, o 35 proc. więcej, niż zakładano.

– Choć zarząd KGHM zapewnia, że pojawiające się przeszkody nie mają większego znaczenia, to z naszego punktu widzenia wszystkie problemy związane z tym projektem są istotne – ocenia Tomasz Duda, analityk z Erste Group. I przypomina, że KGHM inwestował w Chile, gdy sytuacja na rynku miedzi była lepsza. – Teraz warunki się pogorszyły i chilijskie przedsięwzięcie też wygląda gorzej. Ratują je wysokie ceny molibdenu, który też ma być tam wydobywany, oraz 20-proc. osłabienie chilijskiego peso w stosunku do dolara. Ale to czynniki zewnętrzne – dodaje.

KGHM zakłada, że w tym roku cena tony miedzi przekroczy 7 tys. dol. W takich warunkach projekt jest naprawdę rentowny.

– Jednak według nas przy rekordowym wzroście podaży miedzi, z jakim mamy do czynienia, i przy niewielkim zwiększaniu się popytu potencjał wzrostowy cen jest niewielki. Nasz bazowy scenariusz to rynek nadpodaży miedzi, a wówczas ceny mogą spaść nawet w okolice 6 tys. dol. W tych warunkach zyski z projektu byłyby oczywiście niższe – mówi Duda.

Podobnie sprawę widzi Piotr Zielonka, analityk Ipopema Securities. – Mam inne zdanie co do cen surowca niż zarząd KGHM. Rynek jest wciąż w trendzie spadkowym, co może jeszcze potrwać trzy, cztery lata – wyjaśnia analityk.

Sprawa KGHM w Chile do złudzenia przypomina problemy Orlenu w Możejkach. Orlen Lietuva, jako litewska firma, od lat płaci za przewozy kolejowe ok. 30 proc. więcej niż konkurenci z zagranicy, np. z Białorusi. Nie posiada też żadnej alternatywy co do transportu paliw z rafinerii, ponieważ spółka Lietuvos Geležinkeliai ma monopol na rynku litewskim. W przeszłości Orlen Lietuva korzystała z usług kolei łotewskich, jednak po zdemontowaniu przez Litwinów w 2008 r. 19-kilometrowego odcinka torów w kierunku Renge szlak ten jest niedostępny. Strona litewska mimo licznych obietnic nie wykonała żadnych prac związanych z odbudową torów do granicy łotewskiej. Wczoraj PKN Orlen ujawnił, że rozstrzygnięć w tym zakresie nie przyniosło kolejne spotkanie przedstawicieli Orlen Lietuva z przedstawicielami państwowych kolei litewskich.

– Nie przedstawiono propozycji współpracy, które wyeliminowałyby dyskryminacyjną strukturę taryf stosowanych wobec Orlen Lietuva. Obecnie to właśnie wysokie koszty logistyczne są jednym z ważniejszych czynników przyczyniających się do strat Orlen Lietuva – podała spółka.

Negatywna decyzja oziębi klimat inwestowania w Chile

Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową

Czy można się było spodziewać, że KGHM będzie miał w Chile aż tyle problemów?

Ryzyko związane z inwestycjami w Sierra Gorda w porównaniu z tym, jakie wynika z realiów panujących w innych państwach, było stosunkowo niskie. Chile wydaje się tym południowoamerykańskim krajem, w którym stosuje się standardy najbardziej zbliżone do tych znanych nam z Europy. W innych państwach, np. w Azji, dochodzi nawet do prób nacjonalizacji przedsięwzięć, w które inwestorzy włożyli setki milionów dolarów. Jednak nawet najniższe ryzyko nigdy nie jest zerowe, co widać wyraźnie także w tym przypadku. I to pomimo że KGHM bardzo dba o zachowanie jak najlepszych stosunków zarówno ze związkowcami, jak i z mieszkańcami okolicznych miejscowości czy lokalnymi władzami.

Co się stanie, jeśli sąd najwyższy w Chile podejmie decyzję niekorzystną dla KGHM?

Zapewne skutkiem będzie obniżenie efektywności chilijskiego przedsięwzięcia. Ja jednak zwróciłbym uwagę na co innego. Rozstrzyganie w sprawach, które mogą mieć duże znaczenie dla gospodarki kraju, to dla sędziów, zwłaszcza sądów najwyższych, spory dylemat. Gdyby w tym przypadku podtrzymano decyzję sądu niższej instancji, to nie zostałoby to dobrze odebrane przez biznes. Oznaczałoby bowiem pogorszenie się klimatu inwestycyjnego w Chile. A przecież krajom rozwijającym się powinno zależeć na pozyskiwaniu zagranicznych inwestorów.

Czy nie jest tak, że kłopoty polskich firm w zagranicznych inwestycjach biorą się stąd, że nie mamy jeszcze wystarczającego doświadczenia?

Nie. Moim zdaniem dokonania menedżerów polskich firm, którzy zarządzają ich zagranicznymi projektami, świadczą o tym, że umieją to robić.