Na planowanym podniesieniu poziomu rezerw obowiązkowych gazu płynnego LPG skorzystają przede wszystkim urzędnicy.
Zużycie paliw / Dziennik Gazeta Prawna
W Sejmie trwają prace nad przygotowaną przez Ministerstwo Gospodarki nowelizacją ustawy o zapasach obowiązkowych paliw. Resort proponuje m.in. radykalne, bo aż o 200 proc., podniesienie poziomu obligatoryjnych rezerw gazu płynnego LPG. Zgodnie z obowiązującymi przepisami takie zapasy muszą odpowiadać 30-dniowemu zużyciu tego gazu. Po zmianie ustawy ta wielkość wzrosłaby do średniego zużycia aż z 90 dni. Resort argumentuje, że podniesienie poziomu zapasów to element dostosowania naszego prawa do prawa unijnego (dyrektywa 2009/119/WE).
Polska Izba Gazu Płynnego, która jest kategorycznie przeciwna lansowanym przez resort gospodarki zmianom, uważa ten argument za nieadekwatny do faktycznej sytuacji. Już teraz nasz kraj należy do bardzo nielicznego grona państw UE, w których istnieje obowiązek gromadzenia zapasów LPG. – Takie zapasy poza Polską trzeba gromadzić tylko w Portugalii, Hiszpanii i od niedawna w Bułgarii. Wszędzie tam wymagany poziom rezerw jest niższy niż miesięczne zużycie płynnego gazu – mówi Paweł Bielski, wiceprezes rady PIGP. – Natomiast w Niemczech, Holandii czy we Włoszech, czyli krajach, w których zużycie gazu płynnego jest na wysokim poziomie, zarówno pod względem ogólnego wolumenu, jak i na każdego mieszkańca, nie ma obowiązku gromadzenia takich rezerw – dodaje.
Dostawy LPG zasadniczo różnią się od dostaw gazu ziemnego. W pierwszym przypadku nie można mówić o zakręceniu kurka, w drugim – czego niejednokrotnie już doświadczyliśmy w przeszłości – owszem. I choć Polska większość oferowanego na naszym rynku LPG sprowadza ze Wschodu, w dowolnym momencie może się przestawić na dostawy z innego kierunku. Gdy z ekonomicznego punktu widzenia było to korzystne, wielokrotnie już to robiono.
Jak łatwo się domyślić, skutkiem podniesienia poziomu zapasów obowiązkowych będzie wzrost cen hurtowych i detalicznych. – Te koszty mogą wzrosnąć w przypadku autogazu o 9–11 gr na litrze, a w przypadku 11-kilogramowych butli z gazem o blisko 2 zł – wylicza wiceszef rady PIGP. A dodajmy, że – jak wynika z danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego – LPG na stacjach paliw drożeje systematycznie od blisko ośmiu miesięcy, a w tym czasie ceny zarówno benzyny, jak i oleju napędowego wykazują dokładnie odwrotną tendencję.
Podwyżka cen płynnego gazu dotknie spore grono osób: autogaz tankuje ok. 1,7 mln kierowców, a LPG jako paliwo wykorzystuje do celów produkcyjnych ok. 5 mln gospodarstw rolnych. Zdaniem PIGP to właśnie oni najbardziej odczują lansowane przez Ministerstwo Gospodarki zmiany. – Uważamy, że te przepisy w sposób nieuzasadniony podnoszą koszty, które ponosi branża, a co za tym idzie także konsumenci – mówi Bielski.
Zapasy na dodatkowe 60 dni miałaby, zgodnie z ministerialną propozycją, utrzymywać Agencja Rezerw Materiałowych, za co pobierałaby opłatę. Ma ona, jak chce resort, sięgać nawet 160 zł za tonę LPG. – Wysokość opłaty jest wzięta z sufitu – ocenia Zygmunt Sobieralski, prezes rady PIGP. Koszt utrzymania 30-dniowych zapasów to dziś 20–29 zł. Dlaczego zatem za 60-dniowe trzeba by płacić nawet ośmiokrotnie więcej?
Na zmianach przepisów zdaniem PIGP zyskają zatem głównie... urzędnicy. – Jest to w interesie Ministerstwa Gospodarki, które będzie mogło stworzyć sporo nowych etatów, aby obsługiwać tę część rynku gazowego – podsumowuje Bielski.