Według definicji skrajne ubóstwo oznacza niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb, jak wyżywienie, odzież i opłaty za bieżące rachunki. Osoby zagrożone skrajnym ubóstwem nie mogą normalnie funkcjonować, dzieci w takich rodzinach są często niedożywione i przez to nie mogą się skutecznie uczyć, co pogarsza ich szanse na awans zawodowy i społeczny.
GUS opublikował niedawno raport o ubóstwie w Polsce. Warto zapoznać się z głównymi wnioskami tego raportu, które pokazują, że szeroko rozumiana polityka społeczna w Polsce wymaga radykalnych zmian oraz że stereotypy ubóstwa w Polsce są w dużym stopniu nieprawdziwe.
Skrajnym ubóstwem w Polsce w 2012 r. było zagrożone 6,8 proc. populacji, czyli około 2,5 mln osób. Ten odsetek nie zmienił się w porównaniu z 2011 r., ale był o punkt procentowy wyższy niż w latach 2008–2010. Czyli w ciągu trzech lat przybyło ponad 350 tys. ludzi skrajnie ubogich. Tyle ludności liczą na przykład Bydgoszcz lub Lublin – miasto takiej wielkości ludzi żyjących w nędzy pojawiło się w minionych dwóch latach.
Kim są osoby żyjące w skrajnej nędzy? Stereotyp to stareńka babunia, która odchodzi z niczym z apteki, bo nie stać ją na tak bardzo potrzebne w tym wieku leki. Ten problem dotyczy 4,3 proc. emerytów, i to jest tragedia tych osób, ponieważ często ich stan zdrowia nie pozwala, żeby sobie dorobić. Ale ten stereotyp jest nieprawdziwy, bo emeryci jako grupa społeczno-ekonomiczna są najmniej zagrożeni ubóstwem zaraz po osobach pracujących na własny rachunek, dla nich odsetek wynosi 2,6 proc. To bardzo ważna informacja, szczególnie dla młodych ludzi. Największe szanse na uniknięcie ubóstwa mają osoby prowadzące swoje własne firmy, nawet te maleńkie, jednoosobowe. Dlatego nie powinien nikogo dziwić wynik jednego z niedawnych badań, w którym kobiety na preferowanego kandydata na męża wybierały przedsiębiorcę.
Najbardziej ubóstwem zagrożone są osoby, które zakończyły edukację na poziomie gimnazjum, aż 16,4 proc., a najmniej osoby z wykształceniem wyższym, tylko 0,6 proc. Co prawda w mediach ostatnio głośno o tym, że uczelnie produkują bezrobotnych, bo liczba absolwentów uczelni bez pracy rośnie, ale sam fakt ukończenia uczelni wyższej powoduje, że prawdopodobieństwo popadnięcia w nędzę spada poniżej 1 proc. Prawdopodobnie sam fakt wybrania studiów wyróżnia osoby bardziej zaradne, ambitne, gotowe do podejmowania nowych wyzwań, od tych, które takich cech nie mają. Chociaż trzeba pamiętać, że kilku genialnych przedsiębiorców nigdy nie skończyło studiów, ale są to raczej wyjątki potwierdzające regułę. W mojej książce pt. „Go Global”, która ukaże się niedługo, prezentuję wywiady z jedenastoma właścicielami lub prezesami polskich globalnych firm. Każdy ma wyższe wykształcenie, niektórzy nawet habilitacje i doktoraty.
W nędzy najczęściej żyją osoby w wieku do 17 lat (9,8 proc.), a najrzadziej osoby w wieku 65 lat i więcej (3,8 proc.). Te dane pokazują, że w Polsce bieda dotyka przede wszystkim dzieci i młodzież, a nie seniorów. Zresztą wiadomo, że obecne emerytury są wysokie w porównaniu z tym, co dostaniemy za 10–20 lat. Dopiero wtedy tamci seniorzy poczują, co to znaczy bieda.
W Polsce single bez dzieci na utrzymaniu radzą sobie świetnie, tylko 1,7 proc. osób zagrożonych skrajnym ubóstwem to single. Na drugim biegunie są rodziny wielodzietne, aż 26,8 proc. osób żyjących w nędzy to osoby w rodzinach, gdzie na utrzymaniu jest czworo lub więcej dzieci. Ta statystyka pokazuje najlepiej, jak skrajnie antyrodzinna jest polityka prowadzona w Polsce. System wsparcia rodzin wielodzietnych jest tak słaby, że ponad 600 tys. osób żyjących w takich rodzinach cierpi skrajną biedę. Nic dziwnego, że decyzja o posiadaniu więcej niż jednego dziecka jest w dzisiejszej Polsce aktem bohaterstwa.
Skrajna bieda dotyka głównie mieszkańców wsi, a im większe miasto, tym mniejszy odsetek osób żyjących w nędzy. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że ludzie migrują za chlebem do dużych miast. Ten trend z pewnością będzie podtrzymany w kolejnych latach, bo zjawisko nędzy się nasila, co z jednej strony spowoduje wyludnianie się całych połaci kraju, z drugiej w dużych miastach jakość życia będzie spadać z powodu coraz większych korków i coraz brutalniejszej walki o byt. Przyjezdni będą bowiem wygryzali miejscowych z miejsc pracy, akceptując niższe wynagrodzenia.
Te dane pokazują także, że środki unijne, na które liczy wielu polityków, nie pomagają w likwidacji nędzy. W latach 2010–2011 były największe inwestycje publiczne z tych środków, a zjawisko skrajnej biedy się nasiliło. Ale czy ktoś widział kiedyś żebraka, którego nawet sowita jałmużna wyrwała z kręgu biedy.
Największe szanse na uniknięcie ubóstwa mają osoby prowadzące własne firmy