Za tydzień europosłowie zagłosują w sprawie dyrektywy tytoniowej. Polska sprzeciwia się proponowanemu zakazowi produkcji i sprzedaży papierosów smakowych oraz typu slim, bo przemysł tytoniowy to ważna gałąź krajowej gospodarki. Zwolennicy zakazów argumentują, że przyczynią się one do spadku liczby palaczy, a tym samym zmniejszą wydatki związane z leczeniem chorób odtytoniowych.

– Stanowisko Partnerstwa Polska bez dymu jest takie, by jak najszybciej wprowadzić tę dyrektywę. Prace trwają już od kilku lat i czekamy na jej finał i na pozytywne rozpatrzenie kilku zawartych w niej postulatów – mówi Magda Petryniak, przedstawicielka Partnerstwa i Stowarzyszenia MANKO.

Chodzi przede wszystkim o zakaz produkcji papierosów typu slim oraz dodawania aromatów smakowych do wyrobów tytoniowych, w tym także mentolu. Stowarzyszenie chce również wprowadzenia ostrzeżeń na paczkach papierosów w formie dużej, czytelnej grafiki. Według zwolenników tych rozwiązań, przyczynią się one do zmniejszenia skali spożycia tytoniu wśród młodych ludzi.

– Odsetek Polaków, którzy aktywnie codziennie palą papierosy, utrzymuje się ciągle na wysokim poziomie, około 30 proc. Co roku znaczna liczba młodych osób rozpoczyna palenie. Mówi się, że to jest 500 dzieci dziennie. Często dzieci w wieku 13-15 lat są już uzależnione od codziennego palenia tytoniu – mówi Magda Petryniak. – Te wszystkie trzy elementy dyrektywy mają za zadanie ograniczyć liczbę inicjujących. Mają wprost przełożyć się na zdrowie młodych pokoleń, ale również mają pomóc osobom, które są uzależnione i chciałyby rzucić palenie tytoniu.

Szanse na przyjęcie nowej dyrektywy są duże, chociaż nie brakuje również jej przeciwników.

– Dyrektywa unijna jest ustawą bardzo ważną, a z drugiej strony podlegającą silnym wpływom i lobbingowi dlatego, że ona przez długie lata będzie regulowała rynek produkcji, sprzedaży, dystrybucji wyrobów tytoniowych – komentuje w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria przedstawicielka Stowarzyszenia MANKO. – To rynek bardzo intratny, o bardzo wysokich budżetach, ale też rynek, który decyduje o zdrowiu publicznym milionów Europejczyków, również Polaków – zaznacza.

Przemysł tytoniowy to również istotna gałąź polskiej gospodarki i spore wpływy do budżetu państwa pochodzące z akcyzy. Co istotne, Polska jest również największym producentem wyrobów tytoniowych w Unii Europejskiej. Przeciwnicy dyrektywy przestrzegają, że na nowych przepisach straci zarówno budżet państwa, jak i ludzie zatrudnieni w przemyśle tytoniowym. W Polsce może to dotyczyć ponad 60 tys. rodzin. Z analiz Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES), który jest organem konsultacyjnym UE, wynika ponadto, że na skutek wdrożenia dyrektywy tytoniowej nawet 1,5 mln obywateli państw członkowskich może stracić pracę. Stanowisko naszego kraju popiera kilka państw w UE: Bułgaria, Czechy i Rumunia.

Stowarzyszenie MANKO nie widzi tu jednak żadnych zagrożeń wynikających z wprowadzenia dyrektywy tytoniowej. Uważa wręcz, że dzięki nowym przepisom gospodarka sporo zaoszczędzi.

– Te wszystkie działania nakierowane są na poprawę jakości życia Polaków, poprawę ich zdrowia, ale również oszczędności dla polskiej gospodarki, bo należy pamiętać, że na choroby tzw. odtytoniowe w Polsce co roku umiera 80 tys. osób, czyli 15 razy więcej niż osób, które giną w wypadkach drogowych – przekonuje Magda Petryniak.

Wśród groźnych i kosztownych chorób będących następstwem palenia tytoniu wymienia raka, miażdżycę i choroby serca.

– Są to znaczne koszty obciążające NFZ i polską gospodarkę. Szacuje się, że te koszty leczenia plus koszty tzw. absencji, mniejszej produktywności, rent chorobowych są znacznie większe niż wpływy do budżetu, jakie generuje akcyza. Dlatego uważamy, że te wszystkie zmiany raczej przełożą się korzystnie na polską gospodarkę – tłumaczy.

Głosowanie w Europarlamencie odbędzie się 8 października.