Potrzeba 180 milionów złotych, by Stocznia Gdańsk odzyskała rentowność i była w stanie funkcjonować - tak twierdzi główny akcjonariusz stoczni, ukraiński biznesmen Siergiej Taruta.

Stocznia Gdańsk jest w bardzo trudnej sytuacji. Robiliśmy wszystko, by nie doszło do jej upadłości - mówił w Warszawie Sergiej Taruta. Przyjechał do Polski, by rozmawiać o przyszłości zakładu."Robiliśmy wszystko, żeby nie doszło do upadłości Stoczni Gdańsk i w tym roku, i w ubiegłym. Niestety, zakład jest w trudnej sytuacji. Już dawno został odcięty od możliwości pozyskania finansowania. Wszystko znajduje się w zastawie Agencji Rozwoju Przemysłu. Bez wspólnych rozwiązań, uzdrowienie sytuacji nie będzie możliwe. Potrzebne są znaczące środki" - mówił ukraiński biznesmen.

Zdaniem Siergieja Taruty, Stocznię uratuje 180 milionów złotych. Biznesmen może wyłożyć 80 milionów. Jego zdaniem, pozostałą część można uzyskać ze sprzedaży majątku stoczni Gdańsk.

Związkowcy ze stoczniowej solidarności wierzą, że zakład uda się uratować. Ich zdaniem, ukraińskiemu inwestorowi nie zależy na upadku zakładu.

W zeszłym tygodniu Agencja Rozwoju Przemysłu odmówiła dalszego dotowania stoczni z budżetu państwa. Oskarżyła też ukraińskiego oligarchę, że transferuje pieniądze z gdańskiej stoczni na Ukrainę.