Tegoroczna nowelizacja to już nie problem. Trudniej będzie spiąć finanse państwa na 2014 rok.
Rząd nowelizację budżetu ma w zasadzie za sobą, ale wkrótce będzie miał jeszcze twardszy orzech do zgryzienia. Na porządku dziennym znajdzie się bowiem budżet na kolejny rok.
Wczoraj w Sejmie doszło do ostrego starcia w sprawie nowelizacji tegorocznej ustawy. Minister finansów Jacek Rostowski przyznał, że się pomylił, choć podkreślał, że podobne pomyłki popełniło też 11 państw UE, które zdążyły już znowelizować własne budżety. Opozycja nie miała jednak litości. Wzywała Rostowskiego do odejścia i zarzucała, że księgowości uczył się w Amber Gold. Nowela ma zostać uchwalona już za dwa tygodnie, po czym trafi do Senatu, który zapewne jej nie zmieni.
Wówczas zacznie się już dyskusja o kolejnym budżecie. Projekt ustawy ma być gotowy na początku przyszłego tygodnia. Już w czwartek mają nad nim dyskutować ministrowie. Jego ułożenie będzie sporym kłopotem, bo rząd ma kilka raf do ominięcia. Po pierwsze, choć zaczyna się ożywienie, to jego skala jest zagadką. Rząd założył, że PKB wzrośnie o 2,5 proc., ale nawet taki wzrost nie zmienia znacząco sytuacji.
– Wyzwaniem jest, by nie powiększać deficytu i poradzić sobie ze sfinansowaniem podstawowych funkcji państwa. 2014 r. będzie trudny, choć nowa reguła wydatkowa powinna dać trochę luzu przy jego konstruowaniu – mówi szef sejmowej komisji finansów publicznych Dariusz Rosati. Z jednej strony będzie więc wolno ruszająca gospodarka. Z drugiej zaś można się spodziewać nacisków na resort finansów na większe wydatki i luzowanie polityki fiskalnej; w przyszłym roku zaczyna się bowiem dwuletni maraton wyborczy. W budżecie muszą się znaleźć pieniądze na współfinansowanie projektów unijnych w ramach kolejnej perspektywy budżetowej UE.
Jednak komunikat agencji Fitch informujący o pogorszeniu perspektywy oceny Polski jest sygnałem ostrzegawczym, że rząd nie powinien za bardzo szaleć. Tym bardziej że budżetowi na 2014 r. będzie się przyglądać także Komisja Europejska. Bruksela dała nam dwa lata na zejście z deficytem sektora finansów publicznych w okolice 3 proc. PKB. W wieloletnim planie finansowym państwa założono, że maksymalny deficyt wyniesie 55 mld zł, czyli będzie nieco większy niż w nowelizacji. Taki deficyt to 3,4 proc. PKB, a więc pułap nieznacznie wyższy od wymaganego przez Brukselę. Rząd musi wyważyć, jak nie zdusić ruszającej gospodarki, a z drugiej strony nie wpaść na rafy zbyt hojnego szafowania wydatkami.