Departament Kontroli MON i Służba Kontrwywiadu Wojskowego zbadają, w jaki sposób doszło do zakupu wadliwego sprzętu dla polskiego wojska. Kontrolę zapowiedział minister obrony Tomasz Siemoniak. Chodzi o pociski przeciwpancerne SPIKE, które resort kupił 10 lat temu od izraelskiej firmy Rafael za ok. 1,5 mld złotych.

Podczas prób okazało się, że rakiety smużą, czyli zostawiają za sobą dym. Przez tę wadę łatwo można namierzyć miejsce wystrzelenia pocisku. Przed zakupem testy były prowadzone na pustyni Negev. Resort twierdzi, że wadę wykryto dopiero jesienią 2010 roku. Wcześniejszym testom, po zakupie pocisków, przyglądał się między innymi ówczesny wiceminister obrony Janusz Zemke. Twierdzi, że testy prowadzone latem i zimą wypadły pomyślnie, a rakiety były skuteczne i celne.

Resort obrony przygotowuje się do zakupu kolejnej partii pocisków SPIKE. Jednocześnie zażądał od producenta naprawy tych, które są wadliwe, mówi rzecznik MON-u. Podpułkownik Jacek Sońta zaznacza, że jeśli wada nie zostanie usunięta, nie ma mowy o kolejnych zakupach w firmie Rafael.

Polska 10 lat temu kupiła w sumie ponad 2,5 tysiąca pocisków SPIKE.