Aby wyliczyć PKB, rząd będzie musiał się zająć dziedzinami, nad którymi nie do końca potrafią zapanować policja czy służby celne. Dziś nikt nie jest w stanie nawet podać, ile jest w Polsce pań lekkich obyczajów: kilkanaście czy kilkaset tysięcy. Czarna gospodarka podniesie polski produkt krajowy brutto o 16 miliardów złotych

W przyszłym roku wszystkie kraje Unii Europejskiej będą wliczały do dochodu narodowego prostytucję, przemyt oraz produkcję i handel narkotykami. Czarną gospodarkę w PKB będzie musiała uwzględnić również Polska. Zmiana definicji zwiększy PKB i wpłynie na jego relację do długu. Może zmienić również wielkość naszej składki do UE.

Dotychczas w większości krajów wliczana była tylko ta część nielegalnej działalności, która obejmowała produkcję i usługi ukrywane w całości lub w części przed organami administracji państwowej w celu unikania płacenia podatków, ceł, akcyzy czy składek na ubezpieczenia społeczne.

– Teraz brana pod uwagę będzie również druga część szarej strefy, do której zalicza się m.in. nierząd, kontrabandę oraz narkobiznes – informuje Maria Jeznach, dyrektor departamentu rachunków narodowych GUS.

Wynika to z rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady Europy z 21 maja, które wejdzie w życie jesienią przyszłego roku.

– Dzięki działalności nielegalnej produkt krajowy się zwiększy. W efekcie poprawi się też nieco relacja naszego długu publicznego do PKB – zwraca uwagę Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.

Z dotychczasowych przymiarek w różnych krajach Wspólnoty wynika, że uwzględnienie biznesu w szarej strefie zwiększa poziom PKB o 0,5–1 proc. Według szacunków DGP w przypadku Polski urośnie on o ok. 16 mld zł.

Z unijnego rozporządzenia wynika również, że nastąpi weryfikacja danych dotyczących PKB za poprzednie lata, w której uwzględni się szacunki zysków z nielegalnej działalności. Może nastąpić więc zwiększenie obciążenia finansowego krajów Unii Europejskiej na rzecz Wspólnoty. Od poziomu PKB liczona jest składka członkowska do budżetu UE.

Eksperci są wobec nowych regulacji UE sceptyczni. – Będą one sprzyjać manipulacjom, szczególnie tam, gdzie statystyka nie jest pod porządnym nadzorem. Nielegalną działalność trudno oszacować – ocenia prof. Ryszard Bugaj z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN. Ma też wątpliwości natury moralnej. – Jest takie skojarzenie: wyższy PKB to wyższy dobrobyt. Czy wobec tego można uznać, że dobrobyt rośnie, gdy rozwija się prostytucja? – pyta Bugaj. – Działalność niezgodną z prawem powinno się raczej odejmować od PKB. Jest szkodliwa i pogarsza jakość życia – twierdzi prof. Elżbieta Mączyńska z SGH. – Poruszamy się w granicach absurdu – podsumowuje Gwiazdowski.

W dużych miastach praktycznie co dzień można znaleźć pliki wizytówek zachęcających do skorzystania z ofert agencji towarzyskich. Przy drogach pracują tirówki. Z kolei w internecie renesans przeżywają portale, na których prostytutki oferują całodobowo swoje usługi. Wiedza o branży jest powszechna. Mniej oczywiste są w miarę realistyczne szacunki na jej temat. Od przyszłego roku GUS będzie musiał znaleźć sposób jej podliczania, by ustalić PKB.
Rachmistrze GUS ruszą do salonów masażu
Dziś nie wiadomo nawet, ile jest prostytutek w Polsce. Jedne szacunki mówią o 15 tys., inne o ponad 100 tys. i więcej. Takiej wiedzy nie ma nawet policja. – Mamy tylko dane dotyczące przestępstw okołoprostytucyjnych, a więc polegających na namawianiu do prostytucji i między innymi ułatwianiu korzystania z prostytucji – informuje Grażyna Puchalska z KGP.
Jednak takich przypadków jest mało. W ubiegłym roku policja wszczęła tylko 28 postępowań w związku ze zmuszaniem do prostytucji, a w związku ze stręczycielstwem, sutenerstwem, kuplerstwem 86.
– Jest ich mało, bo to trudne sprawy. Nikt nie jest zainteresowany, ani prostytutka, ani klient, ani pośrednik, tym, aby ich sprawy trafiały do organów ścigania – wyjaśnia Puchalska.
GUS liczy jednak na dane z policji, które pozwolą oszacować skalę prostytucji. Będzie też analizował m.in. rejestry mówiące o tym, ile jest agencji towarzyskich czy klubów masażu. – Będziemy wykorzystywać wszystkie dostępne źródła – twierdzi Maria Jeznach, dyrektor departamentu rachunków narodowych GUS.
Analiza wielu źródeł, szacunki niewiarygodne
Nie w pełni rozpoznanym zjawiskiem jest też narkomania. Według ostatnich szacunków Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii w 2010 r. było w Polsce od 56 do 106 tys. uzależnionych. A w ubiegłym roku liczba wszczętych postępowań o przestępstwa narkotykowe wzrosła o 0,4 proc. do ponad 23 tys. W tym czasie Centralne Biuro Śledcze zlikwidowało 15 nielegalnych laboratoriów narkotyków syntetycznych (amfetaminy i pochodnych) oraz 108 plantacji konopi indyjskich. W ich miejscu prawdopodobnie powstają nowe, bo narkomanów przybywa. GUS będzie miał w tym przypadku wiele źródeł, które pozwolą prowadzić szacunki na ten temat. Oprócz wspomnianego biura może je zbierać ze statystyk policyjnych, rejestrów medycznych, placówek oświatowych, pomocy społecznej i na przykład z wymiaru sprawiedliwości.
Nie będzie łatwe oszacowanie także przemytu, bo tylko jego część jest ujawniana. Użyteczne w tym względzie będą dane celników, Straży Granicznej i policji. Ważne mogą być także szacunki z poszczególnych branż. Na przykład branża tytoniowa szacuje, że udział nielegalnej konsumpcji w legalnym rynku papierosów wynosi aż 14,5 proc. Z kolei branża paliwowa uważa, że nielegalne dostawy oleju napędowego stanowią aż 12 proc. rynku.
Prawdopodobnie te i inne szacunki GUS zweryfikuje i dokona bilansu nielegalnej działalności.

Obcokrajowiec u kurtyzany to eksport. Podkręcanie statystyk

Jak wynika z raportu oenzetowskiej Europejskiej Komisji Gospodarczej (UNECE), częściowe dane dotyczące rynku narkotyków, przemytu czy prostytucji uwzględniają Bułgaria, Czechy, Estonia i Wielka Brytania.

Jedną z prekursorek tej metody stała się Grecja. W 2006 r. pod naciskiem UE, apelującej o redukcję deficytu budżetowego, Ateny zdecydowały się na rewizję sposobów naliczania PKB, tak by powiększyć krajowe bogactwo poprzez włączenie do statystyk obrotów z nielegalnej działalności. Zrewidowany PKB miał uwzględniać środki z tytułu przemytu papierosów, alkoholu, prostytucji i prania brudnych pieniędzy. Według szacunków pozwoliło to zwiększyć oficjalny PKB o 0,7 proc. Na podobne rozwiązanie zdecydowały się Węgry. Według rządowych szacunków czarna strefa podkręciła węgierski PKB o 1 proc. – Jest ponad 10 rodzajów prostytucji, które różnią się co do cenników i innych warunków, dlatego musieliśmy uwzględniać je jako produkcję – tłumaczył mediom Peter Szabo z Węgierskiego Urzędu Statystycznego. – Usługi świadczone dla turystów zagranicznych oczywiście klasyfikujemy jako eksport – dodawał.

Oszacować rozmiary rynku prostytucji na Węgrzech statystykom pomogła Agnes Foldi, szefowa Stowarzyszenia Prostytutek, które reprezentuje około 5 tys. spośród 15 tys. prostytutek działających w kraju.

W 2011 r. na nową metodę naliczania PKB przeszła też Litwa. Rewizja oficjalnych statystyk z uwzględnieniem obrotów szmuglerów i prostytutek pozwoliła zwiększyć poziom krajowego bogactwa o zaledwie 0,3 proc. Niewiele większy wpływ na poprawę oficjalnych statystyk miało uwzględnienie nielegalnej działalności w przypadku Słowenii. Jak podaje krajowy urząd statystyczny, produkcja czarnego rynku zwiększyła oficjalny PKB o zaledwie 0,4 proc.

Dzieje się tak dlatego, że przy wdrażaniu tej metody państwa borykają się z trudnościami dotyczącymi sposobów pomiaru wielkości czarnej strefy (nielegalnej gospodarki). Przy liczeniu wartości rynków prostytucji, przemytu i narkotyków urzędy statystyczne sięgają po dane celników, policji i innych instytucji państwowych i unijnych. Uwzględniane są także szacunki ekspertów i ustalenia organizacji międzynarodowych. Dodatkową metodą są sondaże i ankiety. To wciąż za mało, by wychwycić rozmiary zjawiska. Według ostatnich ustaleń belgijskiego Instytutu Rachunków Narodowych nielegalne dochody stanowią od 3,7 do 3,9 proc. oficjalnego PKB. Mimo że instytut co roku prowadzi odrębne badania na rzecz ustalenia realnego wpływu czarnej strefy na gospodarkę, krajowi eksperci twierdzą, że ustalenia nie mają wiele wspólnego ze stanem faktycznym. Według ich ocen wartość czarnego rynku jest pięciokrotnie większa, niż wynika z oficjalnych obliczeń. Dodatkowym problemem jest też to, że to, co jest legalne w jednym z krajów członkowskich, w innym może znajdować się poza prawem. Na przykład sprzedaż marihuany w licencjonowanym sklepie jest dopuszczalna w Holandii, podczas gdy zakazana jest w innych europejskich krajach.