Firma nie złożyła sprawozdania z realizacji planu restrukturyzacji, na który czeka Bruksela. To może ją kosztować 555 mln zł

Sprawozdanie z realizacji planu restrukturyzacji Stocznia Gdańska, kontrolowana przez ukraiński ISD, miała złożyć do 30 czerwca, czyli do wczoraj. Dokument miał trafić do resortu skarbu, który z kolei miał go przesłać do Brukseli.

Jeśli się okaże, że firma nie wywiązała się z obietnic złożonych w 2008 r., może zostać zmuszona do zwrócenia uzyskanej przez Stocznię Gdańską pomocy. Obowiązek zwrotu dotyczyłby nie tylko pomocy uzyskanej od wejścia Ukraińców do firmy w 2008 r., lecz także tej z wcześniejszych lat. Od 2004 r. z budżetu trafiło do firmy 555 mln zł. Konieczność zwrotu takiej sumy jest równoznaczna z bankructwem.

Resort skarbu państwa nie chce się wypowiadać oficjalnie w tej sprawie. Nieoficjalnie można usłyszeć, że w resorcie mają nadzieję, że dokumenty wpłyną w poniedziałek (jako że termin przypada na dzień wolny od pracy, w myśl prawa można składać dokumenty w pierwszym dniu roboczym po ustalonym terminie).

Jednak przedstawiciele stoczni oraz jej inwestora, ISD, nie chcieli w piątek deklarować jakichkolwiek terminów złożenia planu restrukturyzacji. Zapewniają tylko, że stocznia wywiązała się z umowy restrukturyzacyjnej, mimo że jej warunki miały ograniczać konkurencyjność zakładu. Ukraiński inwestor zobowiązał się utrzymać zatrudnienie na poziomie 1,9 tys. oraz zapewnić co najmniej 22 tys. ton przerobu blachy stoczniowej rocznie.

Jacek Łęski, rzecznik Stoczni Gdańskiej, zapewnia, że spółka należąca do ukraińskiego milionera Siergieja Taruty od 2007 r. zainwestowała ponad 380 mln zł. Te pieniądze zostały wykorzystane na pokrycie strat stoczni jeszcze sprzed prywatyzacji i modernizację techniczną zakładu.

Co ciekawe, przedstawiciel stoczni deklaruje także kolejne inwestycje. Według niego ukraiński udziałowiec jest gotowy wyłożyć 80 mln zł na ratowanie zakładu. Pod warunkiem że w operację zaangażuje się Agencja Rozwoju Przemysłu. Ukraińcy chcą, aby ARP poprzez jedną ze swoich firm kupiła grunty od stoczni za ok. 80 mln zł.

– Jeśli ARP miałaby dobrą wolę, stocznia nie powinna upaść. Niestety agencja nie wywiązuje się z marcowych ustaleń dotyczących wyprowadzenia przedsiębiorstwa na prostą – twierdzi Jacek Łęski.

Przedstawiciele agencji twierdzą, że mogą się zaangażować w ratowanie firmy, ale proporcjonalnie do posiadanych udziałów. ARP ma 25 proc. akcji SG. Jak tłumaczą jej przedstawiciele, rozwiązanie proponowane przez Ukraińców oznaczałoby, że ARP dokłada 80 mln zł poprzez zakup majątku, a później – aby utrzymać swój udział w spółce na niezmienionym poziomie – musiałaby wydać kolejne pieniądze. Tak czy owak operacja będzie możliwa dopiero po decyzji Komisji Europejskiej.

– Do czasu poznania jej decyzji nie możemy nic zrobić – twierdzi Roma Sarzyńska, rzecznik ARP. – Każde pieniądze przekazane przez nas teraz okazałyby się wyrzuconymi w błoto, gdyby Bruksela zażądała zwrotu wcześniej udzielonej pomocy – dodaje.

Dopiero stwierdzenie przez KE, że restrukturyzacja została przeprowadzona zgodnie z planem, otwiera drogę do ewentualnych posunięć ARP. – Jednak wyłącznie na zasadach komercyjnych – zastrzega Sarzyńska.