Demograficzna katastrofa jest nieuchronna– wieszczy raport o konkurencyjności polskiej gospodarki przygotowany przez profesora Jerzego Hausnera. Ale sami sobie zgotowaliśmy ten los
Ludność i odsetek populacji świata w wybranych krajach / Dziennik Gazeta Prawna
Raport przygotowany pod patronatem prezydenta RP Bronisława Komorowskiego ma tytuł „Jak awansować w lidze światowej? Raport konkurencyjności polskiej gospodarki”. Przedstawia stan naszej gospodarki i rekomendacje dotyczące jej przestawienia na tory umożliwiające szybszy wzrost PKB. Na razie uwaga rządzących skierowana jest na walkę z doraźnymi skutkami spowolnienia, umykają im kwestie strategicznych wyzwań.
– Nieźle sobie radzimy z problemami koniunkturalnymi, ale zaniedbujemy rozwiązywanie problemów strukturalnych. Niby wciąż silni, tracimy rozwojową siłę – mówi prof. Hausner o sednie raportu. Publicznie dokument ma zostać zaprezentowany na debacie w Pałacu Prezydenckim we wtorek.
Nam udało się dotrzeć do fragmentu opisującego demografię. To ona jest jednym z głównych czynników determinujących niekorzystnie rozwój polskiej gospodarki i potencjalne zainteresowanie nią inwestorów z zagranicy. Skąd taki związek? Jednym z kryteriów lokowania inwestycji prócz poziomu PKB jest wielkość lokalnego rynku, a nasz będzie się kurczył.
Teza, że z polską demografią jest bardzo źle, nie zaskakuje. Ale raport dokładnie opisuje nasze miejsce na tle Europy i świata. O ile liczba ludności kuli ziemskiej zwiększy się do 2050 r. o 2,4 mld osób i będzie nas 9,3 mld, to Polski spadnie o 3,4 mln obywateli do 34,9 mln. W praktyce oznacza to spadek z 34. na 58. pozycję na świecie. Nasz potencjał będzie więc spadał, podczas gdy siła ludnościowa i potencjał innych gospodarek będzie rósł. Tak będzie m.in. w Norwegii, Iranie, Argentynie, Turcji czy Meksyku, czyli w szybko rosnących gospodarkach.
Nasz wskaźnik dzietności wynosi 1,38 dziecka na kobietę, co nie zapewnia nawet zastępowalności pokoleń. Polska, z przewidywanym ujemnym przyrostem naturalnym, traci znaczenie także w Unii Europejskiej. Z prognoz wynika, że w najbliższych 40 latach stagnację pod względem liczby ludności odnotują nowe państwa członkowskie (poza Cyprem) oraz Włochy, Niemcy i Portugalia. W pozostałych krajach „15” przewiduje się zwiększenie populacji. Per saldo w całej Unii w latach 2010–2050 przybędzie 2 proc. obywateli. Jak zauważa raport, „symptomatyczne, że kraje, które bardziej niż Polska (-9 proc.) odczują zmniejszenie liczby obywateli, to Portugalia (-12 proc.), Rumunia (-14 proc.), Litwa (-15 proc.), Łotwa (-17 proc.) oraz Bułgaria (-27 proc.) plasują się nieco niżej (oprócz Portugalii) niż Polska pod względem zamożności obywateli”. To wskazuje, jak dużą rolę odgrywa czynnik materialny. Bo Polki – emigrantki w bogatszych krajach Unii są w czołówce, jeśli chodzi o poziom dzietności.
Dzieje się tak, gdyż oprócz tego, że poziom zamożności Polski jest niższy niż Wielkiej Brytanii, to niechlubną zasługę ma w tym system podatkowy. Brak stawki preferencyjnej VAT na artykuły dziecięce (wynegocjowanej przez inne kraje) czy preferencje podatkowe dla osób samotnie wychowujących dzieci, a ich brak dla małżeństw to przykłady rozwiązań dodatkowo obciążających rodziny i niezachęcających do posiadania większej liczby potomstwa. Dobitnym świadectwem tego stanu rzeczy są dane OECD pokazujące obciążenia podatkowe dochodów osób posiadających i nieposiadających dzieci, a zarabiających w okolicach 2/3 średniej krajowej. W krajach OECD system sprzyja rodzicom, a ich obciążenia są dwa raz niższe niż singli (16 proc. versus 32 proc.). W Polsce różnice są minimalne. Średnie obciążenie płac osób samotnych sięga 33 proc., przy czym posiadanie dwójki dzieci obniża obciążenie do 28 proc. płacy brutto.
To prowadzi do sytuacji, w której z obecnego poziomu jednego emeryta na pięciu pracujących, w 2050 r. będziemy mieli jednego emeryta na dwoje pracujących.