Rada Polityki Pieniężnej może rozważyć dalsze obniżki stóp procentowych, pod warunkiem że inflacja poniżej 1 proc. ma szansę utrzymywać się przez dłuższy czas – deklaruje prezes NBP Marek Belka
Kurs euro i dolara w złotych / Dziennik Gazeta Prawna
To właśnie szybki spadek inflacji wzmocnił w ostatnich tygodniach rynkowe nadzieje na łagodzenie polityki pieniężnej – i to mimo zapowiedzi RPP z marca, że przerwa w redukowaniu stóp będzie dłuższa. W lutym wskaźnik wzrostu cen spadł do poziomu 1,3 proc. – czyli poniżej dolnej granicy dopuszczalnego odchylenia od celu inflacyjnego NBP (pasmo wahań to 1,5–3,5 proc.).
Ale wczoraj RPP nie zmieniła stóp, a na dodatek Marek Belka, prezes NBP, na konferencji próbował łagodzić te nastroje. Jego zdaniem nawet jeszcze głębszy spadek inflacji nie przesądza obniżki stóp.
– Gdyby inflacja spadła poniżej 1 proc., to jej poziom byłby wyraźnie poniżej celu NBP. Ważne jednak, czy tak niska inflacja utrzyma się dłużej. Gdyby prawdopodobieństwo tego było wysokie, rada może rozważyć obniżkę. Ale ja bym nie interpretował tego w ten sposób, że jeśli odczyt inflacji pokaże 0 proc., to automatycznie obniżymy stopy – mówił Belka.
Według Grzegorza Maliszewskiego, ekonomisty Banku Millennium, to może oznaczać, że RPP zignoruje niskie odczyty inflacji w kolejnych miesiącach. A w dłuższym czasie dynamika wzrostu cen zacznie jednak przyspieszać. – W takim scenariuszu miejsca na kolejne obniżki nie ma zbyt wiele. Ta wypowiedź to chłodny prysznic dla tych, którzy w kontraktach na przyszłe stopy procentowe obstawiali ich spadek nawet o 75 pkt bazowych – mówi ekonomista Banku Millennium.
Po komunikacie rady i wypowiedziach prezesa Belki umocniła się nasza waluta. Cena złotego jednak rośnie już od kilku dni – wczoraj był najmocniejszy od połowy stycznia. Za euro płacono 4,10 zł, za dolara 3,14 zł. Spadła też rentowność (czyli wzrosła cena) obligacji. Tę sytuację można tłumaczyć na dwa sposoby. Pierwszy: inwestorzy liczą jednak na obniżki i wyprzedzająco kupują obligacje. Drugi: brak obniżek oznacza utrzymanie dużej różnicy w wysokości stóp procentowych między Polską a np. strefą euro, co przy stosunkowo małym ryzyku czyni inwestycje w nasze aktywa opłacalnymi.
Maciej Popiel, diler rynku długu w PKO BP, skłania się ku pierwszej teorii. – Prezes Belka mówił też, że oprócz inflacji ważna jest koniunktura w gospodarce i na nią RPP też będzie zwracać uwagę. A na razie perspektyw na szybką poprawę sytuacji nie ma – mówi. Jego zdaniem gra pod obniżkę była dodatkowym czynnikiem, który spowodował wczoraj spadek rentowności o kilka punktów bazowych. Np. dochodowość obligacji dziesięcioletnich spadła do 3,52 proc., zbliżając się do historycznego minimum. Głównym powodem wzrostu cen obligacji były wydarzenia w Japonii. Tamtejszy bank centralny zapowiedział, że zwiększy o połowę bazę monetarną (co faktycznie sprowadza się do druku jenów). To, w połączeniu z podwyższeniem ratingu polskiego długu przez japońską agencję ratingową, spowodowało napływ azjatyckiego kapitału na rynek obligacji.