O powrocie do szybkich wzrostów w gospodarce możemy zapomnieć - mówi prof. Leszek Balcerowicz. Były minister finansów i były prezes NBP nie zostawia na rządzących suchej nitki: to, co robią z emeryturami, to wywłaszczanie Polaków.

Skoro były wicepremier, minister finansów, prezes Narodowego Banku Polskiego, tak ostro krytykuje obecny rząd, może powinien przyłączyć się do Platformy Oburzonych? Przecież często jest oburzony.

- "To naciągane porównanie. Przed dwoma laty, gdy ruch oburzonych był szczególnie aktywny, byłem w San Francisco. To było zgromadzenie ludzi z poglądami i żądaniami zupełnie do siebie nieprzystającymi. Jedni byli przeciwko kapitalizmowi, a drudzy byli jak najbardziej za kapitalizmem. Mam wrażenie, że w ruchu inspirowanym przez Piotra Dudę, mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem" - mówi Balcerowicz. - "Nie zamierzam do nikogo się przyłączać. W 2007 założyłem Fundację FOR, która ma jednolity kierunek i ważną misję umacniania wolności i praworządności w Polsce."

Zdaniem profesora, główny problem Polski leży dziś nie w tym, jaki wzrost gospodarczy zanotujemy w tym, czy w przyszłym roku. Największego zagrożenia upatruje w sytuacji, kiedy już nigdy nie wrócimy na ścieżkę szybkiego rozwoju.
- "Mamy do czynienia z trzema negatywnymi tendencjami. W związku ze starzeniem się Polaków zatrudnienie będzie spadać. Do tego mamy bardzo niską stopę inwestycji prywatnych, co wiąże się z bardzo niską stopą oszczędności. I trzeci czynnik - wolniej rośnie efektywność polskiej gospodarki" - wyjaśnia Leszek Balcerowicz.

Receptą profesora ma być obniżenie pensji, aby młodzi ludzie byli chętniej zatrudniani: "Skoro grozi nam stały spadek liczby zatrudnionych, to trzeba obniżyć płacę minimalną po to, by młodzi ludzie nie trafiali na barierę zatrudnienia". Należy również zmieniać system kształcenia, aby absolwenci trafiali w zapotrzebowanie rynku.

- "Przy premierze jest Rada Gospodarcza. Moi współpracownicy sprawdzali, czy kiedykolwiek zajmowała się groźbą trwałego spowolnienia polskiej gospodarki. Nie znaleźliśmy żadnego opracowania" - wytyka rządzącym bezczynność.
Nie zostawia również suchej nitki za zmiany w systemie emerytalnym. Rząd prawdopodobnie nie poprzestanie na zmniejszeniu składki odprowadzanej do OFE. Do mediów przebijają się informacje o wydłużeniu okresu przed emeryturą, kiedy to nasze składki będą odprowadzane tylko do ZUS.

- "To byłoby po prostu wywłaszczenie. Nazywajmy te działania po imieniu. U nas, na umownej zielonej wyspie, najpierw zrobiono jeden skok na OFE, a teraz są sygnały o przygotowywaniu kolejnego skoku. To jak ta sprawa się potoczy, będzie sprawdzianem jakim jesteśmy społeczeństwem obywatelskim" - mówi były szef NBP.Odnosi się również do obietnicy, że w przyszłości rząd znów podniesie składki do OFE kosztem ZUS-u. - "Trzeba wymagać od polityków, by dotrzymywali słowa. Nie możemy przechodzić do porządku dziennego nad tym, że mówią jedno, a co innego robią. Prywatnie takich ludzi byśmy zanadto nie szanowali."

Komentuje również sytuację na Cyprze. Bez sentymentu: "Na Cyprze przez złą politykę gospodarczą doszło do sytuacji, w której istnieją same złe rozwiązania albo nierealne. Nierealnym rozwiązaniem byłoby to, gdyby Cypr sam nie włożył nic w ratowanie samego siebie, a robił to głównie na koszt podatników w innych europejskich krajach. W takich sytuacjach nie ma bezbolesnych rozwiązań. Jest taka piosenka Ryszarda Rynkowskiego o tym, że za błędy na górze płacą ci na dole. Jednak ci na dole popełniają błędy popierając tych, co na górze forsują złe rozwiązania. Cypryjczycy muszą zapłacić za swoje polityczne wybory. Tak samo jest w Grecji, Portugalii i Hiszpanii. To ludzie wybierali tych, którzy doprowadzili ich kraje do coraz większych wydatków socjalnych, zadłużania się, co często kończy się krachem."