Ratowanie cypryjskich banków poprzez opodatkowanie oszczędności obywateli to "jawny rabunek". Tak skutki kontrowersyjnego podatku wprowadzonego przez rząd w Nikozji ocenia analityk Piotr Kuczyński. Ekspert zwraca uwagę, że ta decyzja zmniejszy zaufanie wszystkich Europejczyków do sektora finansowego i będzie kolejnym argumentem przeciwko wejściu Polski do strefy Euro.

Piotr Kuczyński z domu inwestycyjnego Xelion przekonuje w rozmowie z IAR, że nowy podatek przyniesie więcej strat niż zysków, bowiem to mały kraj o niewielkim znaczeniu. Jego PKB wynosi 0,2 procent w stosunku do całej strefy euro. Jego zdaniem, krytyczni wobec decyzji eurogrupy będą też Portugalczycy, Hiszpanie i Włosi, którym wcześniej Unia również pomagała. Ekspert obawia się, że obywatele tych krajów w obawie przed powtórzeniem historii szybko zaczną wyciągać swoje oszczędności z banków.

Według informacji polskiego resortu gospodarki, w 2010 roku polskie firmy zainwestowały na Cyprze ponad 400 milionów euro. Większość polskiego kapitału napływającego do tych krajów miała charakter przepływów o charakterze czysto finansowym, a nie inwestycji bezpośrednich. Piotr Kuczyński uważa, że na decyzji Cypru mniej stracą Polscy biznesmeni, a jeszcze bardziej - zwolennicy przyjęcia wspólnej waluty. Znaczna część kapitału przeniosła się stamtąd po zmianie przepisów o podwójnym opodatkowaniu. Zwolennicy szybkiego wejścia do strefy euro zobaczą natomiast, że jedną decyzją eurogrupa może zdecydować o zabraniu oszczędności.

Władze w Nikozji wynegocjowały z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Unią Europejską pożyczkę w wysokości 10 miliardów euro. Ma być to finansowy ratunek dla kraju. Ale jest warunek - rząd musi też zebrać sporą kwotę. Jednorazowy podatek - od 7 do 10 procent zdeponowanych pieniędzy w banku - dotyczy każdego. Ma przynieść prawie 6 miliardów euro. Cypryjczycy dostaną w zamian akcje swoich banków.

Prezydent Nikos Anastasiades oświadczył wczoraj, że podatek jest niezbędny, bo bez niego upadłyby cypryjskie banki.