W ubiegłym roku w Polsce upadło 941 firm, wynika z danych Monitora Sądowego i Gospodarczego. Oznacza to wzrost w stosunku do 2011 r. o ponad 28 proc. – podsumowuje Euler Hermes.
Plasuje to nasz kraj na czwartym miejscu na świecie pod względem przyrostu upadłości. Pierwsze należy do Portugalii, w której w 2012 r. ogłoszono o 43 proc. więcej upadłości niż rok wcześniej. Drugie do Brazylii – 32 proc. Na trzecim ex aequo znalazły się Grecja i Singapur – 30 proc.
Nie wypadamy jednak już tak źle na tle innych krajów, gdy spojrzymy na liczbę firm, które zbankrutowały. Dla porównania w Czechach, choć tempo wzrostu liczby upadłości było trzy razy mniejsze niż w Polsce, w sumie z rynku zniknęło ponad 1956 przedsiębiorstw.
Wśród bankrutów dominowały firmy z sektora budowlanego. Wysyp ubiegłorocznych inwestycji, który miał być dla niego szansą, stał się gwoździem do trumny.
Upadłości znacznie wzrosły też w transporcie i handlu. Przez znaczną część ubiegłego roku płace rosły wolniej niż inflacja. Klienci zaczęli szukać tańszych produktów, co przełożyło się na gorszą sytuację sklepów.
Ten rok, zdaniem analityków, może być jeszcze gorszy. – Liczba upadłości zwiększy się o ok. 10 proc. – prognozuje Tomasz Starus, dyrektor biura oceny ryzyka i główny analityk w Towarzystwie Ubezpieczeń Euler Hermes.
Zagrożeniem dla polskich przedsiębiorstw jest słabnący popyt wewnętrzny spowodowany wzrostem bezrobocia oraz niską dynamiką płac, a także ograniczenie inwestycji publicznych.
Zewnętrznym czynnikiem powodującym wzrost ryzyka prowadzenia działalności są problemy gospodarcze całej strefy euro, w tym bardzo słaby wzrost głównych partnerów handlowych naszego kraju.