MFW przyznaje, że popełnił fundamentalne błędy wobec Grecji i innych krajów UE. Nakazując im ostre oszczędności, nie pomógł, a doprowadził do załamania gospodarek.
Kuracja, która zabija pacjenta / DGP
Międzynarodowy Fundusz Walutowy bije się w piersi. W opublikowanym wczoraj 40-stronicowym raporcie główny ekonomista funduszu Olivier Blanchard przyznaje, że programy oszczędnościowe dla Grecji, Portugalii, Irlandii i innych pogrążonych w kryzysie krajów strefy euro opracowano na podstawie błędnych założeń i doprowadziły do znacznie głębszego załamania gospodarki, niż zakładano. Waszyngtońska organizacja zamierza teraz zmienić metodologię ich opracowywania, co oznacza, że w przyszłości pomoc MFW dla kolejnych państw nie będzie już obwarowana tak surowymi warunkami.
Sednem błędu jest tzw. multiplikator, czyli wskaźnik, który określa, jak bardzo cięcia w wydatkach państwa odbijają się na dynamice gospodarki. Opracowując program pomocowy dla Grecji wiosną 2010 r., a następnie podobne dla Portugalii i Irlandii, eksperci funduszu ustalili go na poziomie 0,5, automatycznie przejmując go z programów opracowywanych w poprzednich latach. Według założeń zmniejszenie wydatków państwa o każde euro w celu ograniczenia deficytu budżetowego i długu miało ograniczać wielkość dochodu narodowego o 50 eurocentów.
Niespełna trzy lata później wiadomo, że takie założenia były błędne. Okazało się, że każde euro, o które Grecja zmniejszała wydatki, spowodowało spadek dochodu narodowego aż o 1,6 euro. I gdy wedle MFW recesja w Grecji miała trwać dwa lata (2009–2010) i gospodarka miała się odbić już w II połowie 2011 r., kurczy się ona już piąty rok. O wiele większe od zakładanych są też koszty społeczne. – Nasze prognozy znacząco niedoszacowały wzrost bezrobocia i spadek popytu wewnętrznego spowodowanego konsolidacją fiskalną – przyznaje w raporcie Blanchard.
W konsekwencji dług nie tylko Grecji, lecz także innych krajów UE, wobec których przyjęto multiplikator na poziomie 0,5, urósł o wiele bardziej, niż zakładano. Blanchard tłumaczy, że eksperci MFW przyjęli założenia sprawdzające się w normalnych warunkach, ale nie wyjątkowym kryzysie, przez który przechodzi Europa: gdy upadają banki, inwestorzy uciekają z giełdy, a pomoc państwa jest jedynym źródłem wsparcia gospodarki.
Ale powodem błędnej strategii MFW jest też postawa Niemiec, które naciskały na zmuszenie Grecji do twardego programu oszczędnościowego.
Blanchard przyznaje, że także po stronie wydatków multiplikator został niedoszacowany. Okazuje się bowiem, że w okresie kryzysu sięga on 1,7. To oznacza, że wzrost wydatków państwa w okresie zapaści o 1 euro powoduje wzrost gospodarki o 1,7 dolara, a więc wyraźnie szybciej niż tempo narastania z tego powodu długu. Dodatkową korzyścią są większe dochody fiskalne i mniejsze wydatki socjalne dla bezrobotnych.



Zmieniony multiplikator MFW będzie teraz stosować przy opracowaniu nowych programów pomocowych: wsparcie w tym roku otrzyma Cypr, a być może także Hiszpania i Węgry. Pod naciskiem MFW o dwa lata został już wydłużony kalendarz uzdrowienia finansów publicznych Grecji oraz zmniejszono oprocentowanie pożyczek. O podobną ulgę wystąpili premierzy Irlandii i Portugalii.
„Niesłychana mea culpa MFW”, jak to określa „Washington Post”, będzie także miała wpływ na debatę o uzdrowieniu finansów w Stanach Zjednoczonych. Republikanie i demokraci muszą dojść do porozumienia w tej sprawie w ciągu dwóch miesięcy, przy czym ci pierwsi stawiają akcent na cięcie wydatków państwa, a drudzy na stymulację gospodarki poprzez dodatkowe wydatki.

Bazylea przeciw nowym kryzysom

Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego uzgodnił w niedzielę nowe reguły dla banków działających w środowisku międzynarodowym, które mają uodpornić instytucje finansowe na krach gospodarczy. Prezesi banków centralnych 27 państw świata (nie ma wśród nich szefa NBP) nieco złagodzili pierwotną wersję zasad Bazylei III, dając bankom o cztery lata więcej na zgromadzenie odpowiedniego odsetka rezerw kapitałowych najwyższej jakości.
Poszerzono też definicję papierów, które można uznać za cechujące się najwyższą jakością. Docelowo na łatwo zbywalne i bezpieczne akcje, obligacje lub gotówkę ma przypadać nie 2 proc. aktywów, jak do tej pory, ale aż 7 proc. (to wskaźnik pokrycia płynności). Do 2015 r. banki będą musiały dojść do poziomu 4,2 proc. Później co roku ten odsetek będzie musiał rosnąć o kolejne 0,7 pkt proc. Banki zapewniają, że i tak większość z nich dysponuje rezerwami przekraczającymi poziom minimalny. Dostosowanie się do nowych reguł może jednak przejściowo ograniczyć dostęp do kredytów.
MWP