Znów nie wygrałam w lotto. Jak zwykle zresztą. Co nie jest niczym dziwnym, jeśli wziąć pod uwagę prawa statystyki. Jestem zwyczajnym zjadaczem chleba, choć dosyć pracowitym. I czasem, stojąc w korku i marznąc w wysłużonym samochodzie, patrzę na wypasione bryki wokół, zastanawiając się, skąd oni to mają. Zazdrość? Owszem, ale taka bez złości czy zacietrzewienia. Raczej ciekawość: jak stać się bogatym. I jak potem to bogactwo wykorzystać.
Tarzać się w luksusie. Okładać kawiorem. Gubić brylanty na stokach Aspen. Imprezować dniami i nocami, by bladym świtem, koło południa, zobaczyć swoją podobiznę na okładce kolorowego czasopisma. Żyć jak w harlequinie albo choćby na Pudelku. Móc, tak jak klienci Noble Concierge, poprosić doradcę, aby pomógł zorganizować imprezę na luksusowym jachcie w Monaco z celebrytami z całego świata, załatwił zakup zestawu biżuterii od Tiffany’ego albo zorganizował baterię kolekcjonerskich alkoholi z pierwszej połowy XX wieku.
To jest tylko część artykułu. W pełnej wersji przeczytasz więcej na temat:

Luksus to rzecz względna

Biznes to ludzie

Biednych bogatych

Bajek dla mas

Zobacz pełną treść artykułu w elektronicznym wydaniu eDGP: Lekcja umiaru.