Projekt szefa Komisji Europejskiej – instytucji wspólnotowej 27 państw – ma być receptą na kryzys. Przy okazji sprzyja dalszemu dzieleniu Unii.
Komisja Europejska przedstawiła projekt zmian instytucjonalnych w UE. Plan Jose Manuela Barroso przewiduje kontrolę budżetów narodowych państw strefy euro przez Brukselę i powołanie odrębnego budżetu dla strefy euro. Oba pomysły, jeśli zostaną wprowadzone w życie, będą oddziaływały na Polskę.
– Musimy przełamać kryzys zaufania do unii walutowej poprzez zdecydowane pogłębienie integracji krajów strefy euro – mówił Barroso. Fundamentem projektu jest przyznanie KE w „średnim okresie” (1,5–5 lat) prawa do wetowania budżetów narodowych, o ile zawarty w nich deficyt jest zbyt duży.
– Polska w przyszłym roku powinna ograniczyć dziurę w budżecie poniżej 3 proc. PKB i ma relatywnie niski dług. Jednak wprowadzenie odrębnego systemu nadzoru dla krajów Eurolandu obniży zaufanie inwestorów do krajów spoza unii walutowej, które takiemu nadzorowi nie podlegają – mówi DGP Cinzia Alcidi z brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS).
Wyjściem byłoby przystąpienie Polski do unii walutowej. Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że nasz kraj spełni kryteria makroekonomiczne członkostwa w Eurolandzie w 2015 roku. Większą przeszkodą są uwarunkowania polityczne. Wedle ostatnich sondaży zaledwie 16 proc. Polaków popiera zastąpienie złotego przez euro.
Barroso proponuje także stworzenie w możliwie krótkim czasie „zalążka” odrębnego budżetu dla krajów strefy euro, który stopniowo przekształciłby się w „duży” budżet zarządzany przez osobnego komisarza.
– To jest pomysł, który nie wpłynie na perspektywę finansową na lata 2014–2020 samej UE, bo zostanie przyjęty już po jej uchwaleniu, najwcześniej po wyborach do europarlamentu w 2014 roku – mówi DGP Paweł Świeboda, dyrektor instytutu DemosEuropa.
Po 2020 roku budżet strefy euro będzie jednak poważnym konkurentem dla funduszy strukturalnych: tacy płatnicy netto jak Niemcy czy Francja nie będą chcieli dopłacać i do jednego, i do drugiego. I najpewniej zaczną ciąć w obszarze spójności. Co prawda wówczas poziom rozwoju naszego kraju powinien osiągnąć ok. 85 proc. średniej europejskiej i większość województw nie będzie już miała prawa do pomocy strukturalnej Brukseli, jednak regiony wschodniej Polski okażą się stratne. Przewodniczący KE chce także ustanowienia euroobligacji, choć na początek o krótkim okresie zapadalności (1–2 lata). Tu Polska ma dużo do stracenia.
– Rentowność bonów skarbowych jest teraz na rekordowo niskim poziomie, co bardzo ułatwia finansowanie długu – mówi Paweł Świeboda.
Jednak pojawienie się na rynku papierów gwarantowanych przez rządy najpotężniejszych krajów unii walutowej może wyssać inwestorów z rynku. A to spowoduje, że polskie Ministerstwo Finansów będzie musiało zapłacić więcej, aby sprzedać relatywnie mniej pewne krajowe obligacje.
Elementem planu Barroso, który powinien najszybciej wejść w życie, jest unia bankowa. Ale i tu rozwiązania proponowane przez Portugalczyka nie są dla naszego kraju korzystne. W dokumencie KE nie ma bowiem mowy o ustanowieniu wspólnego systemu gwarancji bankowych, co zwiększyłoby bezpieczeństwo wkładu Polaków. Barroso proponuje jednak przejęcie przez EBC kontroli nad bankami całej Unii, toteż Warszawa nie miałaby wpływu na decyzje, jakie w tej sprawie będą zapadać we Frankfurcie.

Koncepcja Barroso wcielona w życie byłaby szkodliwa dla Polski