Premier Donald Tusk powiedział, że na szczycie UE, po dwóch godzinach kłótni głównie z W. Brytanią, Polska uzyskała satysfakcjonujące zapisy o ewentualnym mechanizmie finansowym dla eurolandu. Będzie on "odseparowany" od negocjacji budżetu całej UE - mówił.

"To co nas najbardziej dotyczyło to spór o tzw. budżet strefy euro. Tutaj, tak jak się spodziewaliśmy, głównie premier brytyjski twardo stawiał sprawę, ale zapisy jakie uzyskaliśmy są z punktu widzenia Polski lepsze niż moglibyśmy się spodziewać" - powiedział premier dziennikarzom wychodząc ze szczytu w nocy z czwartku na piątek.

Wyjaśnił, że w uzgodnionych przez przywódców wnioskach końcowych ze szczytu "nie ma mowy o odrębnym budżecie eurolandu ani nawet o powołaniu odrębnego mechanizmu dla strefy euro". Jest natomiast mowa, że "będą trwały poszukiwania, za które odpowiedzialny jest przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy, pewnych pomysłów związanych z takimi mechanizmami dedykowanymi tylko dla strefy euro, ale bez żadnej daty" - dodał.

Taką procedurę zakładał już projekt wniosków szczytu, mówiąc, że to pomysł do zbadania "w średniej perspektywie", czyli nie natychmiast.

Premier wskazał, że "najtwardszy bój" z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem dotyczył zapewnienia we wnioskach, że prace nad tym nowym instrumentem finansowym dla eurolandu "będą odseparowane i nie będą związane w żaden sposób z negocjacjami dotyczącymi wieloletniej ramy finansowej, czyli tego prawdziwego budżetu UE". "Całkowite odseparowanie" tych dwóch spraw podkreślił też na swej konferencji prasowej prezydent Francji Francois Hollande. W tej kwestii Polsce również udało się zachować zapisy z projektu wniosków.

"Dwie godziny ostrej kłótni, ale możemy być spokojni w tej kwestii" - dodał premier.

Tzw. zdolności budżetowe (fiscal capacity) eurolandu to jeden z propozycji "do zbadania" jaką zawiera raport Van Rompuya na temat pogłębiania unii walutowej i gospodarczej. Ta propozycja, zwana w jednym z początkowych dokumentów Van Rompuya "budżetem centralnym" eurolandu wzbudziła spore obawy zwłaszcza w krajach spoza euro, w tym wśród polskich europosłów, o pogłębianie podziałów na Unię dwóch prędkości, a także o ewentualne ryzyko, że negatywnie odbije się to na tradycyjnym budżecie UE.

Zgodnie z intencją Van Rompuya, co odzwierciedlał projekt wniosków na szczyt, te "zdolności budżetowe eurolandu" miałyby być utworzone w "średniej perspektywie", "w separacji" od budżetu UE 27 państw i jako nowy "mechanizm solidarności" dla dokonujących ciężkich reform państw eurolandu - by łagodzić w tych krajach skutki kryzysu, np. na rynku zatrudnienia. Aby te środki otrzymywać - jak wynika z dokumentów - kraje musiałyby zobowiązać się do reform w osobnym kontrakcie z unijnymi instytucjami.

Niemcy, które są inicjatorami tego pomysłu jako alternatywy dla euroobligacji, same naciskały, by nie nazywać go "budżetem eurolandu". Kanclerz Niemiec Angela Merkel w czwartek mówiła, że chodzi jej o "fundusz solidarności" przeznaczony na wsparcie konkretnych reform, służących poprawie konkurencyjności krajów strefy euro.

Tymczasem premier Wielkiej Brytanii, która domaga się cięć w unijnym budżecie na lata 2014-20 nawet o 150 mld euro w stosunku do propozycji KE (988 mld euro na siedem lat), od niemal początku uznał pomysł budżetu strefy euro za dobry. Cameron ogłosił, że składka Wielkiej Brytanii zostanie zamrożona, rabat brytyjski utrzymany, a jeśli inni płatnicy netto chcą zwiększać środki w imię unijnej solidarności, niech to zrobią sami w ramach budżetu eurolandu.