Mało prawdopodobne, by tempo wzrostu gospodarczego w Polsce wróciło do poziomu 5-7 proc., jeśli Zachodnia Europa nie poradzi sobie z problemami - mówił w piątek prof. Witold Orłowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze, uczestnik debaty ekonomicznej SLD.

Orłowski, który jest też głównym ekonomistą firmy doradczej PwC, zaznaczył, że to, jak Polska radzi sobie z problemami gospodarczymi doby kryzysu jest "cudem nad Wisłą". Podkreślił, że paradoksalnie w żadnym okresie ostatniego 20-lecia Polska nie dokonała tak dużego zbliżenia do poziomu rozwoju Europy Zachodniej, jak w latach ostatniego kryzysu. "Dlatego, że myśmy się powoli rozwijali, a oni się cofali" - tłumaczył.

Zdaniem Orłowskiego atutami Polski są: elastyczna gospodarka, niskie zadłużenie w porównaniu z krajami Zachodu, a także członkostwo w UE.

Zaznaczył, że przewagą Polski jest także tania praca. "Jeżeli będziemy gonić (UE - PAP), to ten atut taniej pracy z czasem będzie znikać. Jak nie za rok, to za 10 lat () To wtedy nie będzie oczywiste, że lepiej wybudować fabrykę w Polsce, a nie gdzie indziej" - ostrzegł. Dodał, że wtedy trzeba będzie przejść na rozwój własnej przedsiębiorczości, konkurencyjności i ekspansji naszych firm, bo w innym wypadku staniemy w rozwoju np. na poziomie 70-80 proc. średniej UE. Dlatego Polska musi się zdobyć na duży wysiłek, gdyż mechanizm wzrostu oparty na taniej pracy będzie się wyczerpywać.

Orłowski wskazał cztery kluczowe zadania, które stoją przed Polską: reforma usług publicznych (m.in. edukacji i służby zdrowia), naprawa administracji i wymiaru sprawiedliwości, poprawa otoczenia biznesowego, przemyślenie roli Polski w Europie.

"Pewnie nadchodzi powoli czas, kiedy () będziemy musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, co my jesteśmy gotowi zrobić dla Europy, m.in. również po to, aby te pieniądze (z UE - PAP) nadal do nas płynęły" - powiedział.

Jego zdaniem UE stoi na rozdrożu, a Polska przed trudnymi pytaniami dotyczącymi dalszego funkcjonowania Wspólnoty i Polski w niej.