Straty inwestorów, gwałtowny spadek kapitalizacji i śledztwa przeciwko organizatorom debiutu – to niejedyne wydarzenia, przez które Facebook zasłużył na miano najgorszego debiutu dziesięciolecia. Teraz zagrożona jest nowojorska giełda Nasdaq, na której odbył się feralny debiut. Finanse parkietu mogą zrujnować roszczenia sfrustrowanych inwestorów.
W dniu debiutu największego portalu społecznościowego giełda nie poradziła sobie z falą zamówień. Handel akcjami portalu ruszył z 40-minutowym opóźnieniem. Jak twierdzi firma brokerska Fidelity Investments, w przypadku około tysiąca prywatnych inwestorów transakcje zamknięto po cenie innej, niż pierwotnie zamawiali kupcy.
Giełda odpisuje dziesiątki milionów dolarów na straty...
Nasdaq przygotował specjalny fundusz przeznaczony na wypłatę rekompensat, który opiewa na 62 mln dol. To niewiele mniej, niż wyniósł zysk spółki w I kw. br. I wciąż za mało, by zaspokoić roszczenia. 62 mln to sześć razy mniej, niż wynoszą straty jednego tylko banku – UBS, wyliczył dziennik „Wall Street Journal”.
Kierownictwo szwajcarskiego banku oświadczyło, że zakłócenia na Nasdaq kosztowały spółkę 356 mln dol. Bank zapowiedział także, że złoży pozew o odszkodowanie do sądu w Nowym Jorku. Śladami UBS mają pójść także Knight Capital Group (straty szacowane na 35,4 mln dol.), Citadel LLC (ok. 35 mln dol.) czy Citibank (20 mln dol.). Wczoraj kierownictwo Nasdaq OMX – większościowego udziałowca giełdy – poinformowało, że w przypadku rozwoju najgorszego scenariusza jest w stanie dodatkowo poświęcić na wypłaty dla inwestorów nie więcej niż 300 mln dol.
Akcje Facebooka wciąż tracą na wartości. We wtorek za udziały portalu płacono 21,71 dol. Jest to rekordowe minimum od momentu IPO w połowie maja, gdy cena plasowała się na poziomie 38 dol. za akcję.