Obniżenie przez agencję Moody's prognozy ratingu Niemiec tylko wzmacnia argumenty kanclerz Angeli Merkel, że niemieckie możliwości pomagania innym krajom nie są nieograniczone - ocenia w środę niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".

Jak pisze gazeta, przebywająca na urlopie kanclerz federalna raczej ze spokojem zareagowała na informację, że w poniedziałek agencja Moody's zmieniła perspektywę ratingu kredytowego dla Niemiec ze stabilnej na negatywną.

"Ta informacja jest jej bowiem na rękę, bo wspiera kluczową tezę z ostatnich wystąpień, zgodnie z którą siła finansowa Niemiec nie jest niewyczerpana. Jeśli panowie (Francois) Hollande, (Mario) Monti i (Mariano) Rajoy na następnym szczycie znów zażądają od niej więcej pieniędzy, Angela Merkel może posłużyć się groźbą agencji ratingowej jako ostrzeżeniem" - napisała "Sueddeutsche Zeitung".

Dziennik dodaje, że Merkel nie musi się też przejmować merytorycznym znaczeniem oceny Moody's. "Banki biją się o to, by móc pożyczać rządowi federalnemu swoje pieniądze. I nawet jeśli Merkel będzie musiała wywiązać się na raz ze wszystkich poręczeń, jakich udzieliła w czasie kryzysu euro i zadłużenie niemieckiego państwa odpowiednio wzrośnie, to będzie ono i tak niższe niż ma Japonia czy USA. Sytuacja finansowa Niemiec jest lepsza niż większości krajów uprzemysłowionych" - pisze "SZ".

W ocenie gazety większy problem dla Merkel stanowi to, że jej osobista prognoza jest obecnie negatywna, bo czeka ją "nieprzyjemna jesień"; Grecja może znów poprosić o pieniądze, a możliwa eskalacja kryzysu w Hiszpanii i Włoszech zapewne pociągnie za sobą zwiększenie funduszu ratunkowego albo interwencję Europejskiego Banku Centralnego. Niewiadomą jest również planowany na 12 września wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie paktu fiskalnego UE i funduszu ratunkowego EMS.

Dziennik "Die Welt" ocenia, że "jeśli niemiecki podatnik jeszcze potrzebował dowodów na to, iż rachunek za politykę ratunkową minionych dwóch i pół roku jest coraz większy, to agencja Moody's ich dostarczyła". "Po pierwsze Moody's pokazał, jak drogie byłoby dla budżetu niemieckiego państwa wyjście Grecji ze strefy euro oraz akcje ratunkowe dla Włoch i Hiszpanii. Po drugie Moody's twierdzi, że Niemcy nie robią za dużo, lecz jeszcze za mało", by pokonać kryzys - pisze "Welt".

"Handelsblatt" zastanawia się nad polityczną interpretacją oceny agencji Moody's i ocenia, iż jest ona po myśli Waszyngtonu. "Osłabia ona stanowisko Bundesbanku, które coraz bardziej nie podoba się rządowi USA. Można zakładać, że agencje nie ogłaszają ratingów, które byłyby solą w oku dla wpływowych instytucji w Waszyngtonie. Frankfurt (siedziba Bundesbanku - PAP) obstaje jednak przy tym, że nowy pieniądz z banków centralnych należy w możliwie jak najmniejszym stopniu wykorzystywać do walki z kryzysem, zaś najwięcej powinny robić rządy. Każdy kraj UE musi w pełni ponosić odpowiedzialność za swą finansową sytuację, dopóki Unia nie jest państwem federalnym" - pisze dziennik gospodarczy.

Natomiast według "Berliner Zeitung" ocena Moody's jest sygnałem ostrzegawczym. "Kanclerz Angela Merkel chce unii politycznej, bo ponoć tylko to może uratować euro i Europę. Ale zanim powstanie unia polityczna, może być za późno dla wspólnej waluty. Jeśli Europejski Bank Centralny nie zacznie skupować hiszpańskich i włoskich obligacji, rynek nie da się uspokoić podczas tego niespokojnego lata. Merkel musi po raz kolejny wykazać się fiskalno-politycznym pragmatyzmem i przemyśleć swoje niezachwiane stanowisko w sprawie wstrzemięźliwości EBC" - pisze berliński dziennik.