Dziś niemiecki trybunał konstytucyjny zajmie się rozpatrywaniem sześciu skarg na niezgodność unijnego paktu fiskalnego z konstytucją RFN.
Wnioskodawcy twierdzą, że regulacje dotyczące Europejskiego Mechanizmu Stabilności łamią zasadę, że tylko Bundestag ma prawo podejmować decyzje związane z wydawaniem pieniędzy niemieckich podatników. Jeśli wyrok sędziów z Karlsruhe będzie nie po myśli kanclerz Angeli Merkel, koalicja może zaproponować zmianę konstytucji.
Taka zmiana oznaczałaby odwrócenie trendu ostatnich lat, zgodnie z którym – pod presją polityków mniej entuzjastycznie patrzących na przekazywanie kolejnych uprawnień Brukseli – zapewniono Bundestagowi m.in. prawo dostępu do pełnej informacji na temat projektów dyskutowanych na szczytach „27”. Miało to gwarantować, że żadne rozwiązanie przyjęte na forum unijnym, które ingerowałoby w suwerenność RFN, nie zostanie przyjęte bez zgody i wiedzy parlamentu.
W praktyce poprawka jest jednak stałym źródłem napięcia między rządem a większością parlamentarną. – Rząd negocjuje na płaszczyźnie europejskiej, a na końcu przedstawia Bundestagowi gotowe traktaty – mówił w telewizji ARD szef opozycyjnej frakcji zielonych Juergen Trittin. Z drugiej zaś strony nowelizacja dała sędziom potężne narzędzie, które – w rozumieniu Merkel – jest groźne dla niemieckich interesów. – Jak mogę walczyć o rozsądne rozwiązania, skoro muszę ujawniać taktykę negocjacyjną przed każdym spotkaniem z europejskim liderem? – pytała kanclerz cytowana przez tygodnik „Der Spiegel”.
Nic dziwnego, że coraz częściej pojawiają się głosy, iż konflikty te zostały sztucznie sprowokowane przez błędne rozwiązania konstytucyjne. Część polityków głośno mówi o konieczności napisania konstytucji od nowa. Szef frakcji lewicy Gregor Gysi twierdzi wręcz, że bez nowej ustawy zasadniczej ratyfikacja paktu fiskalnego jest niemożliwa. – Jeśli rząd chce przyjąć takie reguły, konieczne jest referendum o zmianie konstytucji – zapewniał.
Bardziej ostrożny jest dysponujący silną pozycją w ramach gabinetu wicepremier Wolfgang Schaeuble. – Jeśli dojdziemy do wniosku, że dotarliśmy do ściany, sąd konstytucyjny może mieć rację, mówiąc, że nie ma problemu z przekazywaniem uprawnień Brukseli, ale to naród powinien podjąć taką decyzję. Przypuszczam, że stanie się to (referendum – red.) prędzej, niż myślałem jeszcze kilka miesięcy temu – mówił Schaeuble w rozmowie z „Der Spieglem”. Komentatorzy potraktowali to raczej jako ostrzeżenie pod adresem sędziów niż poważną zapowiedź dalszych działań. Proces tworzenia konstytucji zająłby kilka lat, a w dobie kryzysu w strefie euro nikt w Berlinie nie ma do tego głowy.
Co innego, gdyby założyć częściową nowelizację ustawy zasadniczej, która wymagałaby jedynie zgody 2/3 Bundestagu i Bundesratu. Tym bardziej że od pomysłu z plebiscytem dystansuje się sama kanclerz Merkel. Zmiana musiałaby polegać na ograniczeniu uprawnień parlamentu lub sądu konstytucyjnego, który dysponuje w Niemczech niezwykle silną pozycją. Co z kolei mogłoby wpłynąć na bieg dyskusji na temat przyszłej zmiany konstytucji w takich krajach jak Polska i dać dodatkowe argumenty politykom, którzy nie uważają wzmocnienia Sejmu w kwestii relacji Polska – UE za niezbędne.