Od początku kryzysu w strefie euro panowała niezachwiana wiara w to, że Niemcy mogą uratować wszystkich dłużników. Jeśli jednak dokładniej przyjrzeć się finansom i zobowiązaniom tego kraju, widać powody do zwątpienia - pisze w środę "Wall Street Journal".

Amerykański dziennik wskazuje np., że stosunek zadłużenia Niemiec do ich produktu krajowego brutto wynosi obecnie 81 proc., o 20 punktów procentowych więcej niż w czasach, gdy tworzono euro.

Do tego - zaznacza gazeta w artykule "Granice niemieckiej szczodrości" - dochodzą też niemieckie zobowiązaniach na rzecz ratowania wspólnej waluty i zadłużonych członków strefy euro.

"Jeśli wziąć pod uwagę pieniądze zadeklarowane, choć jeszcze niewydane, przez Niemcy na poczet funduszy ratunkowych, okaże się, że niemieccy podatnicy mogą stracić łącznie 379 mld euro. Jeśli dodatkowo Europejski Bank Centralny (który skupował obligacje zagrożonych państw - PAP) poniesie straty w wyniku rozpadu strefy euro, Niemcy mogą zapłacić równowartość ponad 40 proc. swojego rocznego PKB" - podkreśla "WSJ".

Tymczasem pojawiają się sygnały, że "inwestorzy zaczynają dostrzegać ryzyko, jakie Niemcy biorą na siebie", angażując się w pomoc eurolandowi. Jako przykład tego zachwiania wiary gazeta podaje rentowność niemieckich obligacji, która w ostatnich tygodniach zaczęła rosnąć - tak jak papiery dłużne proszącej o pomoc Hiszpanii.

"Niemcy i Włochy dzieli długa droga. Jednak w miarę jak Berlin staje się coraz bardziej podatny na finanse swoich południowych sąsiadów, zaczyna być przez rynki traktowany tak jak one" - punktuje "WSJ".