Ok. 1,8 mld zł wpłaci KGHM Polska Miedź do budżetu z zysku za zeszły rok. Wpłata od miedziowego giganta sprawiła, że państwowa kasa ma już pewne 7 mld zł ze spółkowych dywidend.
Dywidendy dla budżetu z zysku od wybranych spółek za 2011 r. / DGP
Uchwalenie wypłaty z zysku z KGHM w takiej skali to wyjście na ostatnią prostą w realizacji tegorocznego planu dochodów budżetu z zysków państwowych spółek. W sumie ma być tego 8,1 mld zł. Tak jak w kilku poprzednich przypadkach ostateczna wielkość wypłaty z KGHM jest większa, niż proponował zarząd firmy. I tak jak w innych spółkach dywidenda wzrosła na wniosek reprezentantów Skarbu Państwa. Tym razem na ich wniosek dywidendę zwiększono do 28,34 zł na akcje zamiast 17 zł, jak chciał zarząd.
Rząd robi wszystko, by strumień pieniędzy z przedsiębiorstw był wartki i szeroki. Bo inne dochody budżetu wypadają słabo. Zwłaszcza wpływy z VAT, które są o 1 proc. większe niż przed rokiem.
– Ten ledwie 1-proc. wzrost dochodów z VAT może niepokoić. Skoro wpływy z podatku wzrosły tak słabo w czasie, gdy jeszcze kończono inwestycje publiczne, to jaki będzie wynik w drugim półroczu, gdy tych inwestycji będzie znacznie mniej. Na szczęście rynek tego jeszcze nie dostrzega – mówi Marcin Mrowiec, ekonomista Pekao SA. Braki w VAT nadrabiane są innymi dochodami.
– Na razie nie widać dramatu w dochodach z PIT i z podatku od firm, ale nie wiadomo, jak będą one wyglądać w drugiej połowie roku, gdy gospodarka zwolni – dodaje Piotr Kalisz, ekonomista banku Citi Handlowy. Jego zdaniem wpływy z podatków mogą w tym roku być mniejsze w sumie o nawet 7 mld zł. Budżet ratuje nieplanowana wypłata z zysku NBP – 8,2 mld zł. Na rachunek kasy państwa powinna ona trafić już w lipcu. Dzięki temu rząd najprawdopodobniej zmieści się w ustalonym limicie deficytu, czyli 35 mld zł.
Tyle że dla KGHM większa dywidenda to kłopot. Prezes spółki Herbert Wirth mówił wczoraj, że oznacza to konieczność przejrzenia wszystkich planów inwestycyjnych i – prawdopodobnie – większe zadłużenie spółki. Ale według naszych rozmówców pobieranie przez Skarb Państwa większych pieniędzy z zysków spółek broni się właśnie sytuacją budżetu. Gdyby deficyt wymknął się spod kontroli, negatywne skutki dla gospodarki byłyby znacznie gorsze niż skutek uszczuplenia puli środków, które przedsiębiorstwa mogłyby zainwestować.
– Wcale nie jest pewne, czy firmy w ogóle inwestowałyby te pieniądze, a nie trzymały ich na rachunkach w bankach. Za to zwiększenie deficytu skończyłoby się wzrostem rentowności obligacji, wyższe byłyby koszty finansowania rynkowego. Co uderzyłoby też w firmy – ocenia Piotr Kalisz.
Przedsiębiorcy widzą to trochę inaczej. Agnieszka Durlik-Khouri z Krajowej Izby Gospodarczej wytyka rządowi, że jego głównym pomysłem na walkę z deficytem jest szukanie dodatkowych dochodów. – To działanie na krótką metę. Przy braku redukcji wydatków grozi porażką, bo niektóre źródła dochodów mogą wyschnąć, np. dywidendy. Trzeba pamiętać, że firmy działają w warunkach konkurencji i muszą móc się rozwijać – ostrzega ekspert KIG.
Według Marcina Mrowca budżet sięgnie po pieniądze z firm również w przyszłym roku. Na razie nie ma sygnałów, by kondycja finansowa całego sektora przedsiębiorstw wyraźnie się pogarszała, więc niewykluczone, że rząd spróbuje powtórzyć wynik z tego roku – czyli 8 mld zł z dywidend. Będzie to jednak trudne. W przypadku KGHM najważniejsze będą ceny miedzi na świecie. Poza tym spółka będzie musiała zapłacić nowy podatek od kopalin, który zmniejszy jej zysk netto. Według wyliczeń rządu ma to być w sumie 2,2 mld zł rocznie.

Inne wpływy budżetowe są słabe, np. z VAT wzrosły o 1 proc.