Apogeum spadku złotego jeszcze przed nami - uważa Marek Nienałtowski, główny analityk Domu Kredytowego Notus. Jednak jego zdaniem poziomy 3,6 zł za dolara powinny być maksymalne – pisze portal newseria.pl.

Od początku maja złoty traci w stosunku do dolara i jest już na poziomach z początku stycznia. Osłabienie to przede wszystkim efekt problemów w strefie euro. „Trudno powiedzieć, jak mocno złoty może się osłabić. Ja myślę, że na obecną chwilę poziomy powyżej 3,6 zł za dolara mogą stanowić maksima obserwowanego trendu osłabienia złotego” - prognozuje główny analityk DK Notus.

Dolar jest w tej chwili najdroższy od trzech lat. Zdaniem Marka Nienałtowskiego, apogeum trendu spadkowego złotego jeszcze jest przed nami. I trudno przewidywać, kiedy ono nastąpi.

„Nie widziałabym tutaj za wiele przestrzeni, by kurs dolara do złotego miał iść do góry i tym samym wydaje się, że potencjał spadku kursu euro do dolara na arenie międzynarodowej jest już bardzo ograniczony. Myślę, że jesteśmy już bardzo niedaleko. Jest tylko pytanie, czy to będzie za dzień, za dwa, za tydzień czy za miesiąc” - prognozuje analityk.

Trudno również przewidzieć, jak szybko po osiągnięciu poziomu maksymalnego, złoty zacznie ponownie wędrówkę w górę. Trwające od miesiąca problemy polskiej waluty odzwierciedlają spowolnienie gospodarek światowych, przede wszystkim w strefie euro.

Nie tylko Grecja i Hiszpania
„Złoty jest wyprzedawany przede wszystkim na fali spadku sentymentu na rynkach międzynarodowych, związanym z tym, że dzieje się coś złego w strefie euro, w szczególności w gospodarce Hiszpanii i Grecji, ale dzieje się źle, bo spowalnia światowa gospodarka, także w Chinach i w Stanach Zjednoczonych, na co wskazują ostatnie dane” - wyjaśnia Marek Nienałtowski.

Seria słabych danych makroekonomicznych z gospodarki amerykańskiej może jednak paradoksalnie pomóc polskiej walucie. „To jest iskierka nadziei nie tylko dla sentymentu na międzynarodowych rynkach, ale i polskiego złotego. Te dane mogą skłonić amerykański bank centralny do ponownego poluzowania polityki monetarnej, czyli Fed może przeprowadzić trzecią rundę luzowania ilościowego” - uważa główny analityk DK Notus.

To oznacza, że amerykański bank centralny może dodrukować pieniądze. Za rządów Baracka Obamy Rezerwa Federalna dodrukowała ponad 2 bln dolarów. Cel to osłabienie waluty i pobudzenie gospodarki. Za te pieniądze bank będzie mógł wykupić aktywa finansowe od banków komercyjnych. Te zaś dodatkową gotówkę będą mogły przeznaczyć na kredyty dla firm i gospodarstw domowych. Analitycy prognozują, że oprócz Fedu interweniować mogą również banki centralne Wielkiej Brytanii i Chin.

Najbardziej płynny rynek
Odzwierciedlenie na polskim rynku walutowym kłopotów Hiszpanii czy Grecji oraz spowolnienie w USA nie powinno nas dziwić, szczególnie jeśli uwzględnimy przy tym cały region.

Polski rynek walutowy jest najbardziej płynnym spośród rynków regionu, co oznacza, że tu wszystkie transakcje wejścia na rynek i wyjścia z rynku są dla inwestorów najłatwiejsze i najszybsze. Ta zaleta polskiego rynku w okresie niepokojów zmienia się w wadę, bo to złoty cierpi najmocniej.

„Inwestorzy nas trochę karzą, że przez nasz rynek prowadzone są wszystkie transakcje spekulacyjne. Na początku roku, kiedy były dobre nastroje na rynkach międzynarodowych, był powrót optymizmu i złoty zachowywał się rewelacyjnie i był jedną z najlepiej zachowujących się walut. Teraz mamy odwrót inwestorów od ryzykownych aktywów. Złoty traci i to mocno, tak, jak mocno zyskiwał na początku roku” - wyjaśnia Marek Nienałtowski.

W najbliższym czasie nastroje inwestorów wciąż będą zależały od danych płynących z światowych gospodarek. W Polsce wpływ na notowanie złotego może mieć decyzja, jaką w sprawie polityki monetarnej podejmie w środę Rada Polityki Pieniężnej.