Mieszkańcy Irlandii – jako jedyni w strefie euro – głosują dziś w referendum nad ratyfikacją paktu fiskalnego. Sondaże wskazują, że bez wielkiego entuzjazmu, ale poprą dokument, którego celem jest stabilizacja finansów publicznych krajów członkowskich.
Według ostatniego z nich – opublikowanego w weekend w „The Irish Times” – zwolennicy paktu mają 9-punktową przewagę (39 proc. do 30 proc.). Ale politycy mają w pamięci, że Irlandczycy już dwa razy odrzucali unijne porozumienia, w tym traktat lizboński, co przed czterema laty postawiło Brukselę w kłopotliwej sytuacji. Tym razem tak się nie stanie, bo pakt wejdzie w życie, nawet jeśli Irlandczycy go odrzucą – wystarczy, że ratyfikuje go 12 z 17 członków strefy euro. Co najwyżej sami sobie zaszkodzą – kraje, które nie przyjmą paktu, nie mogą otrzymywać pomocy z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego. Bez tych pieniędzy wypłacanych w ramach bailoutu Dublin miałby kłopoty z płynnością finansową.
Ale nawet przyjmując pakt, Irlandczycy mogą nie uniknąć problemów, choć nie ze swojej winy. Co więcej, może się okazać, że prowadzona od trzech lat polityka zaciskania pasa ze względu na sytuację w Grecji i Hiszpanii pójdzie na marne. A w przypadku Irlandii przynosi ona efekty, co zresztą podważa zyskujące ostatnio na znaczeniu głosy, że same oszczędności nie wystarczą i trzeba stymulować wzrost.
Irlandzka konsumpcja wprawdzie jest dziś o 12 proc. mniejsza niż w przedkryzysowym roku 2007. Ale wrócił wzrost gospodarczy – według danych Komisji Europejskiej w zeszłym roku wyniósł on 0,7 proc., a najnowsze prognozy na ten i następny mówią o 0,5 i 1,9 proc., czyli są lepsze niż średnie i dla strefy euro, i całej UE. Ponadto Irlandia jest jedynym państwem unii walutowej, w którym liczba towarów i usług zamawianych przez firmy rośnie, a koncerny międzynarodowe – zatrudniające 10 proc. irlandzkiej siły roboczej – planują w przyszłym roku dać pracę kolejnym 13 tys. osób.
To wszystko jednak przy założeniu, że Grecja nie wyjdzie ze strefy euro, a kryzys w Hiszpanii uda się zahamować. Irlandzkie banki nie są wprawdzie zaangażowane kapitałowo pod Akropolem i trafia tam zaledwie 0,5 proc. eksportu z Zielonej Wyspy, jednak ewentualne trzęsienie ziemi, jakie spowoduje bankructwo Grecji, będzie odczuwalne i w Dublinie. Z powodu problemów w strefie euro irlandzki rząd już kilka razy w ostatnim roku musiał rewidować prognozy wzrostu – w dół.