W ciągu ostatniego roku na kampanię wizerunkową naszego kraju wydaliśmy 50 mln zł. Euro 2012 miało być tylko pretekstem do zobaczenia naszego kraju. Kampania jest prowadzona w ramach rozpoczętej rok temu przez Polską Organizację Turystyczną akcji w Wielkiej Brytanii, Niemczech i we Francji.
Promocja Polski w związku z Euro 2012 / DGP

To trzy najważniejsze dla naszego kraju europejskie rynki, generujące ponad 5 mln turystów rocznie. Pieniądze na ten cel pochodzą ze środków unijnych.

– Dotychczas prowadzone akcje skupione były przede wszystkim na przedstawieniu walorów Polski i zachęceniu zagranicznych turystów do jej odwiedzenia. Ostatni etap promocji przed mistrzostwami wprost odwołuje się do Euro 2012. Jednak futbol jest przedstawiony tylko jako pretekst, by zobaczyć nasz kraj – mówi Rafał Szmytke, prezes POT. Jak dodaje, celem całej kampanii jest przede wszystkim zwiększenie znajomości polskich produktów turystycznych, zaznajomienie z nimi turystów i spowodowanie, by trafiły do osób, którym są dedykowane.

A większe zainteresowanie polską ofertą turystyczną przekłada się na ruch turystyczny. Według danych Instytutu Turystyki liczba turystów w zeszłym roku wzrosła o 6 proc. Co ważne, ta tendencja utrzymuje się już kolejny rok z rzędu. Przedsiębiorcom zależy na tym najbardziej. Oczekują tego szczególnie hotelarze, którzy w ciągu ostatnich czterech lat wybudowali przeszło 300 nowych obiektów. – Brak napływu turystów oznacza dla nas straty. A nie po to zainwestowaliśmy oszczędności życia – tłumaczy jeden z inwestorów spod Poznania.

Zdaniem przedsiębiorców największe ożywienie pod względem turystycznym Polsce może przynieść kampania produktowa. Tej jednak – w opinii branży – było najmniej. Dominowała wizerunkowa.

– Wizerunkowa jest niezbędna, bo na tych samych zagranicznych kanałach telewizyjnych walczymy o klienta z Tunezją i Marokiem. By jednak wyróżnić się na tle konkurencji, trzeba też przedstawić konkretne produkty, dla których warto przyjechać do Polski i na które warto wydać pieniądze – uważa Jacek Piasta, ekspert hotelarstwa, doradca inwestycyjny.

Na taką kampanię wciąż jest jeszcze czas, warto o niej pomyśleć i wystartować z nią w trakcie Euro. Tyle że inicjatywa powinna należeć tu przede wszystkim do samych zainteresowanych.

– Trzeba stworzyć produkty, które będzie można sprzedać kibicom już podczas Euro 2012. Może to być biesiada pod Warszawą, koncert jazzowy w jednej z knajp czy walka rycerska, podczas której bogaci kibice biznesmeni będą mogli kupić zbroję za 40 tys. zł. Trzeba im też pokazać, że jesteśmy w stanie zorganizować nie tylko mistrzostwa Europy, lecz także ich urodziny. Mają więc po co wrócić w następnych latach – wyjaśnia Krzysztof Łopaciński, wiceprezes Instytutu Turystyki. Według niego nie byłoby więc przesadą, by kibiców z najważniejszych dla nas krajów: Niemiec, Anglii, Włoch i Francji, potraktować jak VIP-ów, dla których zostałaby zorganizowana osobna impreza, np. koncert z udziałem ich lokalnego zespołu.

Szczególnie że potencjał Polski wciąż jest niewykorzystany, o czym świadczą chociażby wydatki zagranicznych turystów. Podczas swojego pobytu zostawiają oni u nas średnio 400 dol. Za granicą jest to o 200 dol. więcej. Widać więc, jakie pieniądze co roku, kiedy do Polski przyjeżdża ponad 12 mln turystów z zagranicy, nam uciekają.

Największe zyski przyniosłoby jednak Polsce rozreklamowanie jej jako najlepszego kierunku dla spotkań biznesowych. Klienci instytucjonalni zostawiają bowiem nawet dwa razy tyle pieniędzy, ile indywidualni.

POT w ramach swojej kampanii reklamowała przemysł spotkań i jego potencjał w naszym kraju. Trzeba jednak pamiętać o tym, że miała zaledwie rok, by zmienić obraz Polski. Jej dzieło po Euro powinny kontynuować inne organizacje i przedstawicielstwa.