Lekarze ostrzegają: nadmierne korzystanie z samochodowej klimatyzacji jest szkodliwe dla zdrowia. I najwyraźniej już zaszkodziło urzędnikom Ministerstwa Środowiska, którzy długo radzili nad palącym Polaków problemem nabijania samochodowych klimatyzacji.
Lekarze ostrzegają: nadmierne korzystanie z samochodowej klimatyzacji jest szkodliwe dla zdrowia. I najwyraźniej już zaszkodziło urzędnikom Ministerstwa Środowiska, którzy długo radzili nad palącym Polaków problemem nabijania samochodowych klimatyzacji.
W końcu uradzili – tej trudnej sztuki podejmować się będą mogli wyłącznie ludzie, którzy przejdą odpowiednie przeszkolenie i otrzymają stosowne certyfikaty. To w ramach modnej ostatnio w środowisku rządowym deregulacji.
Jak wiadomo, w przyrodzie nic nie ginie, więc po drugiej stronie barykady będzie stał ktoś, kto przewidziane prawem szkolenia przeprowadzi i stosowny certyfikat wyda. Za pieniądze oczywiście – po 2,5 tys. zł od warsztatu i po 1,2 tys. zł od łebka, który będzie się podłączał gumowym wężykiem do naszej klimy. Biorąc pod uwagę fakt, że w kraju działa 25 tys. warsztatów, spośród których przynajmniej połowa nabija klimatyzację, szykuje się rynek wart – lekką ręką licząc – 50 mln zł. Oczywiście wszystko w trosce o losy świata – bo w całej sprawie chodzi o to, jak tłumaczy resort, aby ograniczyć ulatnianie się gazów, które psują atmosferę. Dlatego minister zamierza sprawdzać, czy przed podłączeniem gumowego wężyka i naciśnięciem spustu „Pan Klimatyzacja” sprawdził szczelność instalacji. Jeżeli nie, będzie grzywna – 5 tys. zł.
Resort potraktował ludzi pracujących w serwisach klimatyzacji jak ćwoków i nieuków, którzy kupują gaz i celowo wpuszczają do atmosfery. Tak było może 20 lat temu, ale nie dzisiaj, kiedy warsztaty konkurują ze sobą o miliony dusz, chcące zatrzasnąć za sobą drzwi i poczuć wietrzyk na twarzy. Klient, któremu gaz ucieknie po ujechaniu dwóch kilometrów, jest stracony. Razem z pieniędzmi.
Znowu politycy starają się wyręczyć wolny rynek, przy okazji tworząc pole do nadużyć przy wydawaniu certyfikatów i przeprowadzaniu szkoleń. Założę się, że podczas nich uczniowie mechanicy będą wiedzieli więcej na temat klimatyzacji niż nauczyciele urzędnicy. Dlatego zamiast zajmować się gazami cieplarnianymi, lepiej odstawiliby gaz rozweselający.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama