Rosnące ceny zbóż, nabiału czy mięsa powodują, że za żywność płacimy coraz więcej. Ta pozornie banalna zasada nie dotyczy odzieży – choć surowce do jej produkcji drożeją, to ubrania wciąż tanieją.
Ceny żywności w lutym w porównaniu z tym samym miesiącem ubiegłego roku wzrosły o 4,5 proc. To więcej niż stopa inflacji, której wysokość wynosiła 4,3 proc. W tym czasie ubrania staniały o 1,8 proc. I tak jest od miesięcy. Wyjaśnimy dlaczego.

Inflacja, surowce, marże

Po kolei. Powodem rosnącej inflacji są drożejące ropa oraz złoty, który od połowy stycznia wprawdzie się umacniał, ale przez cały ostatni kwartał ubiegłego roku był słaby. – To podbija ceny żywności w Polsce – mówi Piotr Bujak, główny ekonomista grupy Nordea. Rosnące ceny ropy oraz innych nośników energii spowodowały wzrost kosztów produkcji czy transportu. Jednak dodatkowy wpływ na to, że niektóre produkty drożeją szybciej, a inne wolniej, mają cena surowców potrzebnych do ich wytworzenia oraz marża producentów. A marża na ubrania wciąż sięga od 40 proc. nawet do ponad 100 proc.
– Średnia marża na żywność wynosi obecnie około 3 proc. W tej branży producenci zarabiają, realizując duży obrót – mówi Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Przy tak niskich marżach nie są oni w stanie brać już na siebie rosnących kosztów produkcji i surowców, co odbija się na cenie finalnej towaru. Zwłaszcza że w ostatnich latach mieliśmy do czynienia ze stałym spadkiem marż na produkowane w kraju wyroby. Jeszcze pod koniec 2011 r. sięgały one około 5 proc. To efekt dużej presji ze strony sieci handlowych, które w ostatnim czasie zaostrzyły wojnę cenową.
Ceny surowców wykorzystywanych przy produkcji żywności rosną natomiast z roku na rok coraz szybciej. – Cukier, który kupują wytwórcy, podrożał o 60 proc. w ciągu ostatniego roku, oleje o około 30 proc. Podobne podwyżki objęły zboża, czyli mąkę. Do tego trzeba doliczyć wzrosty cen paliw, energii i gazu, których udział w finalnym produkcie wynosi obecnie średnio 10 proc. – zauważa Andrzej Gantner.
– W naszym przypadku na wzrost cen najbardziej wpłynęły podwyżki mięsa oraz zbóż – mówi Krzysztof Półgrabia, prezes spółki Pamapol, produkującej konserwy i gotowe dania. Dodaje, że ceny surowców drożeją, bo rośnie popyt i siła nabywcza dużych społeczeństw świata, jak Chiny czy Indie.
Tylko w jeden dzień, w ostatni piątek, cena kontraktów na kukurydzę powędrowała w górę o 1,44 proc. W raporcie USDA, amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, oszacowano bowiem, że w sezonie 2011/2012 popyt na kukurydzę po raz trzeci z rzędu będzie większy niż podaż tego zboża. Według szacunków USDA na świecie popyt na kukurydzę wyniesie 869,49 mln ton, a więc o niemal 2 mln ton więcej, niż przewiduje prognoza sprzed miesiąca (867,59 mln ton) i o ok. 3 proc. więcej niż konsumpcja w sezonie 2010/2011 (844,35 mln ton). Do zwiększenia konsumpcji kukurydzy w dużym stopniu ma przyczynić się zwiększony import tego zboża do Chin, który ma wynieść o niemal milion ton więcej niż w ubiegłym sezonie.



Mąka straci ważność, a bluzka nie

Sama produkcja jedzenia jest też bardziej kosztowna. Wymaga stosowania nowoczesnych technologii oraz zapewnienia jej bezpieczeństwa.
Folia, w którą pakowany jest np. makaron, musi być dopuszczona do kontaktu z żywnością, podobnie jak farba, której używa się do wykonania nadruku na opakowaniu.
– Cena finalnego produktu musi też uwzględniać ryzyko braku jego rotacji na półce. Po upływie terminu ważności nadaje się on tylko do utylizacji. Bluzka czy spódnica może natomiast leżeć w sklepie rok, a nawet dwa. Gdy się nie sprzedaje, łatwiej też zrobić jej przecenę – tłumaczy Andrzej Gantner.
Jak dodaje, patrząc na to, co dzieje się na rynku surowców oraz paliw, można się spodziewać, że ten rok przyniesie kolejny wzrost cen żywności o 5 – 6 proc. Nie tylko zresztą przez paliwa. – Silne wzrosty cen jajek wskazują na ryzyko znacznych wzrostów cen wyrobów piekarskich w najbliższych miesiącach – mówi Radosław Bodys, główny ekonomista PKO BP. Jak obliczył, ceny jajek w hurcie wzrosły o ponad 25 proc. w ostatnich dwóch tygodniach i o ponad 40 proc. od początku roku, osiągając historyczne maksima. W ujęciu rocznym wzrosły o ok. 90 proc. – do niemal 50 gr za sztukę w hurcie i niemal 1 zł za sztukę w detalu. Uważa, że taki wzrost cen jajek w konsekwencji może podnieść roczny wskaźnik inflacji CPI o 0,2 – 0,3 pkt proc. Producenci zapewne skwapliwie wykorzystają go do podwyżek cen wyrobów. Tak jest w przypadku cen mięsa, które pod koniec ubiegłego roku drożało najszybciej – drób o 18 proc. rok do roku, a wieprzowina ponad 13 proc. Znaczna część mięsa jest wysyłana za granicę, gdzie popyt rośnie. W konsekwencji producentom nie opłacało się go taniej sprzedawać w Polsce. Ten wzrost popytu może także w tym roku oddziaływać na ceny mięsa i wyrobów z niego.



Siła waluty, koszt transportu morskiego

Zupełnie inaczej rzecz się ma na rynku odzieżowym. Ubrania nie powinny zdrożeć, a przynajmniej nie na tyle, by było to bardzo odczuwalne dla konsumentów. Producenci już składają takie deklaracje, mimo że sytuacja na rynku bawełny nie jest dobra – istnieje groźba spadku podaży, a co za tym idzie wzrostu cen, po tym jak Indie wstrzymały eksport. Jednak Marek Szostak, dyrektor ds. marketingu Wojcik Fashion Group, przekonuje: – Nie przewidujemy wzrostu cen, bo większość produkcji mamy w Polsce. Stawiamy na wysoką jakość.
Argumentuje, że nasza rodzima produkcja w kontekście takich wydarzeń oraz rosnącego bezustannie kursu dolara okazuje się nad wyraz konkurencyjną alternatywą dla coraz droższej produkcji azjatyckiej.
Rzeczywiście ceny odzieży w ostatnich kilku sezonach są bardzo stabilne. Zależą od wielu czynników, przy czym część z nich może być kształtowana przez firmę oferującą ten produkt, a część nie.
Do czynników niezależnych zaliczyć należy np. siłę naszej waluty oraz koszty transportu morskiego. Ponieważ istotna część oferty, nie tylko w Polsce czy Unii Europejskiej, lecz także na całym świecie, pochodzi z Azji, w której kupuje się, płacąc w dolarach, cena zakupu zależy więc od relacji dolar – złoty. Oferowane towary trzeba przetransportować głównie drogą morską. Cena tej usługi jest zmienna, zależy przede wszystkim od popytu na nią, a ten kształtowany jest przez rynek w korelacji z ilością wszystkich przewożonych towarów.
Do czynników zależnych od firmy handlującej danymi produktami zaliczyć można siłę zakupową. – W trakcie dokonywania zamówień można uzyskać dobre ceny, gdy kupuje się dużo i terminowo płaci. My kupujemy coraz więcej i zawsze płacimy zgodnie z umową – tłumaczy Dariusz Pachla, wiceprezes zarządu spółki LPP, właściciela m.in. marki Reserved czy Cropp.
Oprócz tego, jak dodaje, istotny wpływ na cenę proponowaną klientom sklepów odzieżowych mają popyt, umiejętność zarządzania kosztami czy też zapasami magazynowymi. Firma może sobie pozwolić na to, by nie podnosić cen odzieży, gdy sprzedaje coraz więcej w każdym sklepie, co zapewnia osiąganie wysokich zysków.
Przed dużymi podwyżkami producentów powstrzymuje przede wszystkim ogromna konkurencja na rynku. Działa na nim wielu graczy i nikt nie jest monopolistą. Do tego odzież nie jest produktem pierwszej potrzeby, w przeciwieństwie do żywności, dlatego konsumenci są w stanie zrezygnować z zakupów, gdy nie odpowiada im cena.
Zdaniem Andrzeja Drożdża, eksperta Izby Bawełny w Gdyni, w ciągu kilku miesięcy odzież, w której liczy się metka i przy wytwarzaniu której stosuje się surowce syntetyczne, może zdrożeć najwyżej o 1 – 2 proc. Zatem podwyżki mogą mieć miejsce też w tej branży, ale na dużo mniejszą skalę. – W kontekście surowców odzież drożeje zawsze z opóźnieniem. To taka bomba z opóźnionym zapłonem. Ma na to wpływ sezonowość produkcji. Często bywa tak, że zamawiane towary w Chinach kupowane są z rocznym wyprzedzeniem, dlatego nie widzimy tych podwyżek w sklepach na co dzień. Są one zauważalne podczas wejścia nowych kolekcji dwa razy w roku – wyjaśnia Marek Szostak.
Wreszcie kolejnym powodem tego, iż ceny odzieży nie rosną gwałtownie, jest ciągłe poszukiwanie nowych rynków. Chiny stają się drogie, marki odzieżowe z Polski szukają nowych, tańszych dostawców w Bangladeszu, Indiach, Pakistanie. Tam ceny są niższe niż w Chinach, dlatego między innymi klient nie zauważa podwyżek na półkach sklepowych.
OPINIE
Dorota Sierakowska, analityk wydziału doradztwa i analiz rynkowych, Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska
Czy cena ropy faktycznie jest za wysoka?
Ceny ropy naftowej wzrosły. Dotyczy to zarówno europejskiego gatunku Brent, jak i amerykańskiego surowca typu West Texas Intermediate. Ich ceny na koniec piątkowej sesji wyniosły odpowiednio 125,94 dol. i 107,42 dol. za baryłkę. We wtorek Brent przebiła nawet poziom 126 dol. za baryłkę.
Obecny poziom cen skomentował nawet kuwejcki minister ds. ropy naftowej. Hani Hussein powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że biorąc pod uwagę relację popytu i podaży na rynku, obserwowany obecnie poziom cen nie jest uzasadniony.
Obecnie w Kuwejcie produkuje się ok. 3 mln baryłek ropy dziennie. Hussein zaznaczył, że do 2020 r. wielkość ta ma wzrosnąć do 4 mln baryłek. Największym zagrożeniem dla przemysłu naftowego tego kraju jest możliwość zamknięcia przez Iran cieśniny Ormuz, którą transportowana jest zdecydowana większość ropy z Kuwejtu. Hussein wyraził nadzieję, że do zamknięcia cieśniny nie dojdzie, chociaż zasugerował też, że w razie spełnienia się takiego scenariusza Kuwejt ma plan działania. Minister nie podał jednak jego szczegółów.
Czy faktycznie cena ropy jest za wysoka? Nie ulega wątpliwości, że za większą część ruchu wzrostowego cen ropy naftowej w ostatnich miesiącach odpowiedzialne jest napięcie polityczne wokół Iranu. Tymczasem według wyliczeń Międzynarodowej Agencji Energetycznej (International Energy Agency, IEA) w czwartym kwartale 2011 r. podaż ropy naftowej była większa niż popyt na ten surowiec. Według IEA z nadwyżką podaży będziemy mieć do czynienia także w pierwszym półroczu 2012 r. Oznacza to, że mocny ruch cen ropy w górę jest mało prawdopodobny – mogłoby do niego dojść w zasadzie tylko w przypadku konfliktu militarnego w Iranie.