O zamiarach sprzedaży ok. 50 proc. udziałów w istniejącej i nowo budowanej elektrowni Opole PGE poinformowała w połowie lutego, prezentując nową strategię.
Jak jednak dowiedział się DGP, pierwsze rozmowy w tej sprawie z potencjalnymi kupcami miały miejsce się już wcześniej. Kwestia podjęcia inwestycji była przedmiotem obrad zarządu Enei. Rozmowy zostały jednak wstrzymane, kiedy w PGE ruszyła karuzela stanowisk, po tym jak w połowie grudnia ze stanowiska prezesa zrezygnował Tomasz Zadroga. Teraz klocki będą musiały być układane na nowo. Na dziś oficjalne stanowisko brzmi: – Nie jesteśmy zainteresowani. Tak mówi Dagmara Prystacka, rzecznik Enei.
To może być jednak tylko pozycja negocjacyjna, bo zdaniem Pawła Puchalskiego, szefa biura analiz DM BZ WBK, transakcja z udziałem PGE i Enei byłaby korzystna dla obu przedsiębiorstw. – Choć przypomina trochę małżeństwo z rozsądku – mówi Paweł Puchalski i wylicza obszary wymagające „dotarcia”. – Jak zostaną podzielone kompetencje w zakresie wytwarzania energii i kto zajmie się sprzedażą – to tylko dwie kwestie do uściślenia – mówi analityk. Jego zdaniem Enea potrzebuje jednak nowych mocy, bo wiek Elektrowni Kozienice jest już bardzo zaawansowany.
– Budowa nowego bloku o mocy 1000 MW (projekt jest na etapie przetargu – red.) nie załatwia problemu. Enei potrzeba będzie nowych mocy. Połowa nowego projektu w Opolu w dużej części rozwiązywałaby ten problem – mówi Paweł Puchalski.
Dziś PGE dysponuje w Opolu 1500 MW. W latach 2017 – 2018 moc siłowni zwiększy się o 1800 MW. PGE podpisała już z Polimeksem-Mostostalem umowę o wartości 9,4 mld zł na budowę dwóch nowych bloków.
Oferta sprzedaży połowy udziałów dotyczy starej i nowej części elektrowni. Według ostrożnych szacunków może być warta 6 – 7 mld zł.
Zdaniem analityków inwestycja fizycznie ruszy najpóźniej za rok i z tego względu PGE będzie chciała sfinalizować transakcję jak najwcześniej. Powód – koszty budowy dwóch nowych bloków zostałyby podzielone pomiędzy dwóch partnerów.
PGE widzi to trochę inaczej. – Jest to związane z potrzebą zmiany struktury naszego portfolio paliwowego – tłumaczy Paweł Skowroński, wiceprezes PGE.
Tempo sfinalizowania transakcji będzie zależeć także od tego, jak będą kształtować się ceny za prawa do emisji CO2. Od przyszłego roku polskie elektrownie stracą część przydzielanych im dziś za darmo limitów. Prognozy cen są jednak obarczone ryzykiem i mogą różnić się od realiów. PGE wpisała do strategii, że prawo do wyemitowania 1 tony dwutlenku węgla będzie kosztować 40 – 50 euro. Dziś to ponad cztery razy mniej. A w takiej sytuacji kolejka po udziały w najnowocześniejszych w Europie blokach węglowych może szybko urosnąć.