Zastrzyk gotówki z Europejskiego Banku Centralnego powinien przynajmniej ustabilizować sytuację na rynkach. To dobra wiadomość dla ministra skarbu, który deklaruje sprzedaż państwowych spółek za co najmniej 10 mld zł.
Prywatyzacyjny plan nie jest zbyt ambitny, biorąc pod uwagę to, że do sprzedania są pakiety akcji takich gigantów finansowych, jak PZU i PKO BP. Poza nimi resort skarbu na pewno chce jeszcze sprzedać spółki chemiczne – np. Siarkopol. Dokończona zostanie też prywatyzacja Krajowej Spółki Cukrowej. Szczegółowy katalog firm na sprzedaż ma zostać przedstawiony w planie prywatyzacji na lata 2012 – 2013.
– Zgodnie z zapowiedzią ministra Mikołaja Budzanowskiego znajdzie się w nim ok. 300 spółek, również nadzorowanych przez inne resorty niż MSP – mówi Magdalena Kobos, rzecznik resortu skarbu.

Wybrać dobry moment na sprzedaż

Jednak daniem głównym w menu prywatyzacji są pakiety walorów PZU i PKO BP. Akcje tego pierwszego, które posiada obecnie Skarb Państwa, są warte – według rynkowej wyceny – około 10 mld zł. Państwowy pakiet PKO BP można wyceniać na grubo ponad 17 mld zł. Minister skarbu zapowiedział już, że jego resort jest gotów sprzedać część akcji tych firm do końca roku. Nie wykluczył, że może się to stać w tym półroczu, ale wszystko zależeć będzie od sytuacji na rynku.

Jeśli rząd zrealizuje plany sprzedaży spółek, do budżetu trafi 3,6 mld zł

Wybór odpowiedniego momentu przeprowadzenia ofert to chyba największy ból, jaki będzie miał w tym roku resort skarbu. W teorii powinno być łatwo: Europejski Bank Centralny pożyczył właśnie ośmiuset instytucjom finansowym prawie 530 mld euro. Jeśli powtórzy się sytuacja ze stycznia, kiedy to po pierwszej transzy pożyczki EBC (prawie 490 mld euro) rozpoczął się marsz w górę indeksu WIG20 (w sumie zyskał on od początku roku około 7 proc.), to resort skarbu mógłby już przygotowywać ofertę.
Zwolennikiem tej tezy jest Piotr Bujak, główny ekonomista Banku Nordea. – Zmniejszyły się obawy, że gospodarka światowa, a w szczególności europejska, osunie się w recesję. Mamy kruchą stabilizację w strefie euro, co zachęca do strategicznego myślenia i podejmowania decyzji o zakupie bardziej ryzykownych aktywów, jak np. akcje polskich spółek – mówi.
Zdaniem ekonomisty Nordei to dobry moment na przeprowadzenie ofert. Piotr Bujak uważa, że ministerstwo zechce go wykorzystać. Zresztą już raz w tym roku skorzystało z poprawy koniunktury, sprzedając 7 proc. akcji PGE. Dzięki tej transakcji do budżetu trafiło 2,5 mld zł. W sumie tegoroczny plan wpływów z prywatyzacji po dwóch miesiącach jest zrealizowany w niemal 30 proc.

Zalecana jest szczególna ostrożność

Część ekonomistów nie wierzy jednak, że kolejna transza pożyczki z EBC pobudzi rynek do dalszych, trwałych wzrostów. I zaleca ostrożność przy podejmowaniu decyzji prywatyzacyjnych.
– Rezultaty zwiększania płynności w strefie euro są inne niż w USA, gdy robił to Fed. W Stanach rzeczywiście mieliśmy duży wzrost cen aktywów. W Europie znaczna część środków pożyczonych przez EBC wraca do EBC – mówi Marcin Mróz, ekonomista BNP Paribas Fortis.
Ale Ministerstwo Finansów liczy na sukces prywatyzacji. Im większe wpływy ze sprzedaży spółek, tym mniej powodów, by emitować dług. Jest o co walczyć: tegoroczne potrzeby pożyczkowe są szacowane na 176 mld zł, a koszty obsługi długu resort szacuje na 43 mld zł. Jeśli wpływy z prywatyzacji będą wysokie, wówczas spadek wielkości podaży obligacji przełoży się na zmniejszenie rentowności papierów. Co w efekcie powinno zmniejszyć koszty obsługi zadłużenia.
– Choć rząd deklaruje, że prywatyzacja ma przede wszystkim modernizować gospodarkę, to jej rola dziś jest przede wszystkim fiskalna – mówi Piotr Bujak.
Jeśli zrealizuje plan, bezpośrednio do budżetu trafi około 3,6 mld zł. Jednak państwowa kasa zyska też pośrednio: 40 procent wpływów z prywatyzacji przeznaczanych jest na Fundusz Rezerwy Demograficznej. Rząd ostatnio sięgał po środki z tego funduszu, co pozwalało mu na zmniejszenie dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. W tym roku dotacja do tego funduszu wyniesie 39,9 mld złotych.