Gdy euro było po 4,4 zł i gnało w kierunku 4,5 zł, rząd interweniował zarówno werbalnie, jak i finansowo. Teraz, gdy spadło poniżej 4,2 zł, interweniuje w drugą stronę, bo zbyt silny pieniądz może zdusić nasz wzrost.
Od dziesięciu dni złoty umacnia się zdecydowanie wolniej, a są sesje, jak np. w poprzednią środę, gdy kurs euro przebił barierę 4,20 zł. To efekt ubiegłotygodniowej interwencji resortu finansów, który powiedział, że w drugim i trzecim kwartale BGK będzie starał się wymieniać w NBP więcej pieniędzy z Unii Europejskiej. – Dla rynku był to jasny sygnał, że resort wystraszył się zbyt szybkiego tempa umacniania złotego i gra na jego spowolnienie – mówi Marek Rogalski, główny analityk DM BOŚ.

Gdzie jest złoty środek

Wygląda na to, że przedział 4,2 – 4,3 zł za euro jest z punktu widzenia resortu finansów optymalny, choć eksperci twierdzą, że bardzo trudno precyzyjnie wyznaczyć ten poziom. Niewykluczone, że dolna granica widełek jest nawet niższa, jednak interwencja słowna musiała nastąpić, zanim kurs przebił cienką czerwoną linię, na której kończy się opłacalność wymiany handlowej. W ten sposób resort finansów chce utrzymać wysoki eksport, który w ostatnim kwartale ub.r. mógł podbić nasz PKB o ok. 0,5 pkt proc. Innymi słowy, mocne euro i wciąż imponujący eksport mają być lekami na ewentualne spowolnienie gospodarcze. – Niewątpliwie przy kursie w okolicach 4 zł za euro eksporterzy muszą ciąć koszty – twierdzi Rogalski.

Kurs złotego może osiągnąć 4,12 za euro. Eksporterzy muszą być gotowi

Według wielu ekspertyz absolutnym progiem opłacalności jest kurs 3,80 zł, ale to w „normalnych” czasach. Teraz, gdy spowalniają gospodarki naszych głównych partnerów, ta poprzeczka może być zawieszona znacznie wyżej. – Tyle że zbyt słaby złoty wpływa na eksporterów demotywująco, bo zwiększa konkurencyjność ich towarów na rynkach zagranicznych. Mocny złoty wymusza zaś cięcia kosztów i rozwój technologiczny – tłumaczy Marcin Turkiewicz, szef dilerów walutowych BRE Banku.
Jednak złoty pomimo interwencji MF i tak w najbliższych miesiącach będzie w trendzie aprecjacyjnym (niewykluczone, że ten trend był głównym czynnikiem wpływającym na decyzję MF). To efekt działań w strefie euro. Np. 29 lutego EBC dokona kolejnej operacji zasilania sektora finansowego w płynność. Rynek oczekuje, że tak jak to miało miejsce pod koniec 2011 r., pożyczy bankom ok. 490 mld euro. A to właśnie dzięki pierwszej transzy złoty zyskał ponad 7,6 proc., schodząc z poziomu 4,50 zł za euro do obecnego 4,18 zł. Kilka dni później ma dojść do szczytu UE, na którym oczekuje się kolejnych decyzji wzmacniających Unię. Co także może być wsparciem dla złotego. Zdaniem Marka Rogalskiego nietrudno sobie wyobrazić, że zobaczymy kurs nawet na poziomie 4,12 zł za euro. A to oznacza, że eksporterzy muszą się przygotować na umocnienie naszej waluty.
Co dają interwencje / DGP

Nieszkodliwy poziom

– Dla nas mniejsze znaczenie ma poziom kursu, a większe jego stabilność. Dzieje się tak, ponieważ ponad 80 proc. zakupów i sprzedaży mamy w euro – mówi Krzysztof Pałyska, prezes Bell PPHU, firmy produkującej kosmetyki kolorowe. Tłumaczy, że zbytnie wahania złotego powodują konieczność większych zabezpieczeń, a to zwiększa koszty i ryzyko. Podkreśla także, że jeśli złoty jest zbyt słaby, rodzi to naciski płacowe, bo pracownicy mają świadomość, że w przeliczeniu na euro zarabiają mniej.
– Zawsze jesteśmy zabezpieczeni przed różnicami kursowymi. Dlatego zmiana kursu do 10 proc., a z taką mamy do czynienia przy obecnym umocnieniu złotego, nie stwarza dla nas problemów – mówi Remigiusz Chrzanowski, rzecznik Łucznika, producenta maszyn do szycia i AGD. Jednak przyznaje, że także dla Łucznika najbardziej niekorzystne są duże wahania. Eksperci przekonują, że eksporterzy nie muszą się obawiać silnych wahań. – Konsekwencją decyzji MF będzie zwiększenie rezerw walutowych NBP. A to oznacza, że bank centralny będzie miał więcej amunicji na stabilizację kursu złotego – podkreśla Marcin Turkiewicz.