W zależności od poziomu zaawansowania technologicznego danego kraju, ok. 50-70 proc. wartości elektrowni atomowej może pochodzić od lokalnych dostawców - ocenił prezes koncernu Westinghouse na Europę Yves Brachet.

Jak powiedział PAP Brachet, ok. 40 proc. wartości elektrowni to zwykła inżynieria budowlana, a tego typu wykonawców generalnie zawsze można znaleźć na miejscu, podobnie jak np. osprzęt elektryczny.

Jednak są takie elementy, które można zbudować na miejscu, ale jest to nieuzasadnione ekonomicznie. "To na przykład wytwornica pary czy zbiornik reaktora. Po to, żeby zrobić tylko kilka elementów, bardzo specyficznych i wymagających specjalistycznego wyposażenia, nie warto inwestować na miejscu w zakład produkcyjny, ludzi czy technologię, która nie ma zastosowania do czegokolwiek innego. Potencjalnie koszty przygotowania inwestycji przewyższają korzyści wykonawcy" - powiedział Brachet.

Dodał, że tego typu duże elementy stanowią może 20-25 proc. wartości całej elektrowni i generalnie trafiają na budowę z zewnątrz, od dostawców wyspecjalizowanych w takim procesie produkcyjnym. Nie ma sensu budować wielkiej infrastruktury dla relatywnie małego programu jądrowego - zaznaczył.

Brachet zwrócił jednak uwagę, że takie części jak pompy czy wymienniki ciepła nie wymagają jakichś specjalnych technologii i wiele firm potrafi je zrobić. "Wystarczy np. producent wymienników ciepła dla przemysłu rafineryjnego, do takiej firmy musimy wprowadzić procedury, które zapewnią odpowiednią jakość, niezawodność. To nawet nie wymaga dużych inwestycji, a raczej wyszkolenia ludzi. Potrzebny jest nuklearny poziom jakości, bo kultura techniczna zazwyczaj jest na odpowiednim poziomie" - ocenił.

Z kolei wiceprezes Westinghouse na Europę Michael Kirst podkreślił w rozmowie z PAP, że przez ostatni rok firma bardzo dużo dowiedziała się o potencjale przemysłowym Europy Środkowo-Wschodniej.

"Kontaktowaliśmy się z wieloma firmami i jesteśmy przekonani, że polskie przedsiębiorstwa mogą odgrywać bardzo istotną rolę w naszym europejskim łańcuchu dostawców" - ocenił.

Westinghouse jest zainteresowany udziałem w przetargu na technologię dla polskiej elektrowni jądrowej, który ma rozpisać Polska Grupa Energetyczna. Firma oferuje reaktor najnowszej generacji AP1000, którego projekt został w grudniu ostatecznie zatwierdzony przez amerykańskiego regulatora NRC (Nuclear Regulatory Commission). W ubiegłym tygodniu NRC wydało pierwsze dwie licencje na budowę i użytkowanie tych reaktorów w elektrowni Vogtle w amerykańskim stanie Georgia.

"Nasz projekt ma mniej +stricte+ nuklearnych elementów związanych z bezpieczeństwem jądrowym, niż jakikolwiek inny. To pozwala na współpracę z dostawcami, którzy nie mieli dotychczas do czynienia z przemysłem nuklearnym, a to znacznie zwiększa elastyczność projektów" - podkreślił Kirst.

Jak dodał, Westinghouse widzi możliwości współpracy z polskimi firmami. "Nie możemy jednak oczywiście składać wiążących deklaracji przed ostatecznym wyjaśnieniem wielu kwestii, np. kalendarza polskiego programu jądrowego" - zastrzegł.

Plany PGE - inwestora polskiej elektrowni - zakładają, że wkrótce zostanie rozpisany przetarg na technologię dla siłowni, który powinien zostać rozstrzygnięty w ciągu dwóch lat. Start w nim zadeklarowały już francuska Areva z reaktorem EPR oraz GE Hitachi Nuclear Energy, które proponuje reaktory ABWR lub ESBWR.

Zgodnie z planami rządu, pierwszy blok pierwszej polskiej elektrowni miałby ruszyć do końca 2020 r.