W ubiegłym roku najbardziej wzrosły ceny w regionach najuboższych. W województwie podkarpackim zwiększyły się aż o 4,9 proc., a w woj. świętokrzyskim o 4,7 proc. Do nich dołączyła też zasobna Wielkopolska z 4,7 proc. wzrostu cen – wynika z najnowszych danych GUS. Tymczasem w województwach najbogatszych – mazowieckim i śląskim – inflacja wyniosła tylko 3,7 proc. i była o 0,6 pkt proc. niższa od przeciętnej w kraju.
Eksperci nie mają wątpliwości, że na regionalne zróżnicowanie podwyżek cen złożyło się wiele przyczyn. – Ceny w regionach najuboższych rosną szybciej, bo wcześniej były znacznie niższe niż w bogatszych województwach – ocenia prof. Maria Drozdowicz z SGH. Prowadzi to do ich wyrównywania, i to nie przypadek. – Szybki wzrost cen na terenach, gdzie gospodarka jest słabo rozwinięta, wynika z rosnącego tam popytu na towary i usługi – mówi prof. Drozdowicz. Coraz więcej osób z tych regionów dojeżdża do pracy nawet do odległych aglomeracji, gdzie zarobki są większe. Jest też dodatkowe źródło, które zasila budżety gospodarstw domowych i pozwala im na większe zakupy, co zachęca sprzedawców do podnoszenia cen. – Z Podkarpacia i na przykład z woj. podlaskiego tradycyjnie wyjeżdżało dużo osób do pracy za granicą. A otwarcie granic po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej jeszcze to zjawisko nasiliło – przypomina Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Banku. Dodaje, że przysyłają oni do swoich rodzin część zarobków, które przeznaczane są w znacznym stopniu na bieżącą konsumpcję. Kondycja finansowa rodzin na tych terenach nie musi więc być tak wątła, jak wynikałoby to z oficjalnych statystyk.
To jednak nie wszystko. – W województwie podkarpackim czy świętokrzyskim nie ma dużych centrów dystrybucyjnych towarów. Są one na ogół zlokalizowane w centralnej Polsce. Trzeba więc dowozić różne produkty do odległych miejscowości, a to rodzi koszty przy bardzo drogich paliwach i w efekcie podnosi ceny detaliczne dostarczanych towarów – twierdzi Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ. Jednocześnie na tych terenach dominuje rozdrobniona struktura handlu, gdzie przeważają małe sklepy mające wysokie koszty, które wliczają one w cenę towarów. Robią to bez większych obaw, ponieważ mało jest tam supermarketów i sklepów wielkopowierzchniowych powiązanych bezpośrednio z producentami, które dzięki temu mogą zbijać ceny.

Na terenach rolniczych ceny żywności są wyższe niż gdzie indziej

To na pozór paradoksalne, ale okazuje się, że na terenach najbiedniejszych i równocześnie rolniczych ceny niektórych produktów żywnościowych są nawet wyższe niż gdzie indziej. Na przykład mięso wołowe i wieprzowe jest droższe w woj. podkarpackim niż na Mazowszu. Więcej też trzeba tam płacić za kiełbasę, kurczaki lub margarynę. – To dlatego, że w woj. podkarpackim są drobne gospodarstwa, co powoduje, że produkcja rolnicza jest droga, a co ważniejsze, nie wystarcza ona na zaspokojenie lokalnych potrzeb. Trzeba ją więc dowozić z innych regionów, a to kosztuje. Natomiast na Mazowszu są dużo lepsze warunki do rozwoju rolnictwa – twierdzi prof. Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Eksperci są zgodni, że również w przyszłości będą się wyrównywać ceny między regionami. Na szczęście nie w pełni odczują to mieszkańcy najbiedniejszych regionów, bo duża część z nich jest w znacznym stopniu samowystarczalna w przypadku żywności – produkuje tyle, ile jest w stanie sama skonsumować.
Atrakcyjność czasem szkodzi
Wyrównywanie się cen między regionami jest nieuchronne. Jednak tereny najbiedniejsze są szczególnie narażone na wysoki ich wzrost, bo są atrakcyjne turystycznie. Odwiedzają je coraz większe tłumy wypoczywających. To nakręca lokalny popyt, a wraz z nim szybują ceny towarów i usług. Mieszkańcy tych terenów mogą się pocieszyć, że na razie czynsze i opłaty związane z mieszkaniem mają nawet kilka razy mniejsze niż w dużych aglomeracjach. A sezonowy najazd turystów wielu daje pracę i pozwala podreperować domowe budżety i przetrwać do następnego sezonu.