Choć do rozpoczęcia sezonu zbierania miodu jeszcze bardzo daleko, przetwórcy już zapowiadają podwyżki cen. Lubelska spółdzielnia pszczelarska Apis, jeden z największych przetwórców miodu w Polsce, twierdzi, że sytuacja jest poważna.
– Nasi pszczelarze informują, że wyginęło im nawet 80 proc. rodzin pszczelich – mówi Iwona Duda z Apisu, jednego z kilku większych graczy, obok Huzara czy firmy Sądecki Bartnik, zajmujących się skupem miodu.
Tegoroczne zbiory miodu mogą być znacznie niższe od ubiegłorocznych. To wynik zabójczej dla pszczół pogody, a także zwiększających się kosztów produkcji. Pszczoły skuszone dodatnią temperaturą opuszczają ule, ale na zewnątrz giną w ciągu godziny. W dodatku owady mnożą się za bardzo, tymczasem wielu hodowców zostawiło im zbyt mało pożywienia, aby wystarczyło do wykarmienia młodych, a temperatura jest zbyt niska, by je dokarmić.
Jeśli zabraknie miodu w kraju, przetwórcy będą musieli go importować, jednak po cenach zbliżonych do tych w kraju, bo w Europie od lat wśród pszczół panuje zaraza. Import nie zdusi więc presji na podwyżkę cen.
Tadeusz Sabat, prezes Polskiego Związku Pszczelarskiego, na razie nie chce oceniać, jak sytuacja będzie wyglądać w okresie najbliższych zbiorów. – Na poważne rozmowy o skali wzrostu cen płaconych pszczelarzom w tym roku na razie jest za wcześnie, sezon ciągle przed nami – mówi.
Polski rynek przetwórstwa miodu jest rozdrobniony. Działa ok. 40 tys. pszczelarzy. Największa pasieka Rutkowiak wytwarza rocznie ok. 50 ton miodu, podczas gdy roczna produkcja w całym kraju to ok. 18 tys. ton. Nawet 70 proc. produkcji trafia na rynek bezpośrednio od pszczelarzy.