Były premier Włoch Silvio Berlusconi ponownie obarczył "anomalie" euro odpowiedzialnością za obecny kryzys w Unii Europejskiej. Były szef rządu zapowiedział w czwartek, że pozostanie na scenie politycznej kraju.

"Zmiany we Włoszech są konieczne także po to, by dokonać zmian w Europie, i to jest zadanie polityczne na przyszłość. Narzuca je kryzys euro, który leży u podstaw turbulencji na rynkach i spekulacji wymierzonych w Europę" - oświadczył Berlusconi w przesłaniu do swych zwolenników z ruchu Promotorzy Wolności.

"Ten kryzys nie skończy się dopóki, dopóty euro pozostawać będzie nienormalną walutą, która nie ma za sobą banku centralnego, który byłby gwarantem i pożyczkodawcą najwyższej instancji i dawałby gwarancje długom publicznym, jak to się dzieje w przypadku innych mocnych walut" - podkreślił Berlusconi. Jeszcze jako premier za taką właśnie ocenę sytuacji i stosunek do euro został ostro skrytykowany przez obecnego szefa rządu Mario Montiego.

Ponadto były szef rządu krytycznie wypowiedział się o "europejskich dyrektorach", kierujących polityką Unii i "zastępujących zjednoczoną Europę oraz narzucających innym krajom strefy euro narodowe egoizmy". Według komentatorów słowa te odnosiły się do kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. Zdaniem Berlusconiego Włochy nie mogą być "podporządkowane agencjom ratingowym i europejskiej biurokracji".

"Pozostanę na polu politycznym, by wygrać następne wybory i po to, by rządy nad Włochami zostały powierzone przez wyborców sile demokracji i wolności, jaką my jesteśmy" - oznajmił Berlusconi.