Przegrana przed ETS wymusi zmiany w regułach inwestowania OFE za granicą.
Choć fundusze emerytalne przez lata zabiegały o poluźnienie zasad inwestowania za granicą, na razie nie zanosi się na to, aby miały z niej masowo korzystać. Ale boją się, że rząd pod wypływem orzeczenia trybunału może kolejny raz ograniczyć składkę do funduszy.
Zmiany przepisów dotyczących inwestycji za granicą potrwają miesiące lub lata. Polska będzie konsultować projekty w kraju i z Komisją Europejską. OFE obawiają się, że może wybrać krótszą drogę – jeszcze bardziej ograniczyć przekazywane funduszom składki. Lub obciąć do zera opłaty od składki, by OFE nie miały pieniędzy na aktywne zarządzanie. – Premier powiedział ostatnio, że wszystkie scenariusze w sprawie OFE są możliwe. Zniesienie ograniczeń w inwestowaniu za granicą to wygodny argument, a pieniądze ze składek pomogą zasypywać deficyt – mówi jeden z zarządzających OFE.
Za zwiększeniem inwestycji w zagraniczne papiery, poza unijnym prawem, przemawiały dwie główne przesłanki. Po pierwsze możliwość wyższych zysków, po drugie bezpieczeństwo. Wraz z rosnącymi aktywami OFE, lokowanymi niemal wyłącznie w Polsce, rodziła się obawa przed powstaniem bańki spekulacyjnej na warszawskiej giełdzie. – Wraz ze zmniejszeniem wysokości składek przekazywanych OFE ryzyko znacznie spadło – mówi Marcin Żółtek, dyrektor inwestycyjny w Aviva OFE. I choć składka ma powoli rosnąć, to problem bańki oddalono na kilka lat. Zyski na zagranicznych inwestycjach też są mniej pewne. Przekonało się o tym AIG OFE (obecnie Amplico OFE), które poniosło straty na inwestycjach w islandzki Glitnir Bank. Gdy bank okazał się bankrutem, fundusz emerytalny musiał szybko i ze stratą pozbyć się jego papierów.
To jeden z powodów, dla których na razie OFE niechętnie inwestują za granicą. Sytuacja na rynkach finansowych nadal jest niespokojna, a szukanie zysku za granicą generuje dodatkowe koszty. To dlatego na razie limit inwestowania poza krajem do 5 proc. zarządzanych przez OFE pieniędzy właściwie nie miał znaczenia. OFE nigdy go nie wykorzystywały, a na koniec listopada za granicą miały zaledwie 0,43 proc. z 222,5 mld zł pieniędzy zgromadzonych przez przyszłych emerytów.
Ważniejsze są jednak inne bariery, przede wszystkim brak możliwości zabezpieczania się przed wahaniami kursów przez tzw. instrumenty pochodne. – Bez tego inwestycje są ryzykowne, trudno przewidzieć, czy przyniosą zyski, czy straty – mówi Adam Kałdus, zarządzający PKO BP Bankowy OFE.
Dodatkowo OFE mogą kupować za granicą papiery tylko takich firm czy instytucji, które mają ratingi. – Ratingi nadawane są z zasady przy emisji obligacji, ale w przypadku inwestycji OFE za granicą wymagane są też dla akcji – mówi Żółtek. I tłumaczy, że to bardzo zawęża liczbę firm, których akcje można kupić.
Kolejny powód to opłaty i koszty. W przypadku inwestycji w Polsce gros kosztów ponoszą klienci. Przy inwestycjach zagranicznych więcej spada na towarzystwo emerytalne prowadzące OFE. Poza tym łatwiej i taniej znaleźć zarządzających znających się na polskim rynku finansowym niż na zagranicznych. Po obcięciu opłat od składki i zarządzania PTE tną koszty, a inwestowanie w Polsce jest tańsze.