Dr Agnieszka Łada z Instytutu Spraw Publicznych ocenia, że szczyt nie zakończył sie sukcesem, mówiąc o decyzjach, jakie zapadły na szczycie państw UE w Brukseli.

"Szczyt nie zakończył się sukcesem. Podział na dwie grupy osłabia pozycję Unii i sprawi problemy czysto organizacyjne w jej zarządzaniu.

Każdy podział UE jest czymś negatywnym

Przecież Europa jednoczyła się, by stać się silniejsza i mówić jednym głosem. Na szczycie podjęto jednak pewne decyzje i nie można powiedzieć, że przywódcy rozjadą się z niczym. Niemniej w dobie kryzysu na pewno potrzebne są odważniejsze kroki, a przede wszystkim podjęte jednogłośnie.

Rynków to nie zadowoli

Decyzje, które zapadły na szczycie, na pewno nie uspokoją rynków finansowych. Nie sprawią, że Unia będzie całkowicie wiarygodna. Dzisiejsze ustalenia polepszą jednak sytuację. UE dała znać, że chce się reformować.

Polska zyskała politycznie

Polska politycznie zyskuje, przystępując do grupy ściśle integrujących się państw Unii. Znalazła się wśród tych, którzy będą decydować o kształcie UE. Polska jasno opowiedziała się, że chce się reformować i ponosić odpowiedzialność za Unię. Stanęliśmy wyraźnie po stronie Niemiec, czyli naszego najważniejszego partnera w UE. Niemcy oczekiwały tego z naszej strony.

Na pewno realizacja założeń szczytu będzie dla nas wiązała się z pewnymi kosztami, ale nie tylko dla nas. Jakie to koszty, będzie to dopiero ustalane. Jednakże nieprzystąpienie do państw ściśle integrujących się bardzo osłabiłoby Polskę gospodarczo. Bylibyśmy mniej pewni w oczach świata, a to ważne w czasach kryzysu.

Fakt, że UE podzieliła się, jest niekorzystny nie tylko dla Polski, ale dla całej Unii. A Polska gospodarka jest bardzo zintegrowana z unijną. Zapewne wpłynie to negatywnie także na pozycję polskiej gospodarki, jako jednej z krajów UE.

Nieprzystanie na reformy przez Wielką Brytanię jest niekorzystne dla UE. Ważne, by Europa mówiła jednym głosem. Sprzeciw tak ważnego gracza ma znaczenie. Inne kraje są rozczarowane tą decyzją. Jednak, aby zrozumieć postanowienie Wielkiej Brytanii należy wziąć pod uwagę jej sytuację wewnętrzną. Premier David Cameron musi łączyć bardzo wiele głosów - stoi na czele koalicji rządowej.

W przypadku Czechów i Szwecji, które także nie poparły zmian, sytuacja jest inna. Kraje te zaznaczyły, że muszą otrzymać przyzwolenie swoich parlamentów. W obu przypadkach sprawa jest otwarta".

pż/ la/ bk/