Trzeci miesiąc euro, w którym rozliczana jest większość wyjazdów zagranicznych, oscyluje w okolicach 4,3 – 4,5 zł. Uderza to w biura podróży.
– Koszty przyszłorocznych wyjazdów były kalkulowane na poziomie 4,30 zł za euro – tłumaczy Marek Andryszak, prezes TUI Poland.

Pod kreską

Przedstawiciele biur podróży już liczą straty i zastanawiają się, co będzie dalej. – Gdy za euro trzeba będzie płacić na stałe powyżej 4,5 zł, problem będzie bardzo poważny. Wzrost cen wycieczek zagranicznych będzie nieunikniony – tłumaczy Piotr Henicz, wiceprezes Itaki.
Biorąc pod uwagę, że zyskowność w branży to zaledwie 1 – 2 proc., wzięcie na siebie podwyżki byłoby wielkim obciążeniem dla biur podróży, tym bardziej że duża część z nich już w tym roku odnotuje pogorszenie wyników finansowych.
Tak będzie w przypadku TUI, który prognozuje stratę, mimo że przychody biura zwiększą się o 25 proc., do kwoty 489 mln zł. Gorszych wyników spodziewa się też Rainbow Tours, czego dowodem mogą być dane za III kw. tego roku. Przychody całej grupy wyniosły w tym czasie 366,1 mln i są wyższe od zeszłorocznych o 99,4 mln zł, czyli o 37,3 proc. Tymczasem zysk wyniósł 5,8 mln zł i był o 1,8 mln zł niższy niż rok wcześniej.

Już płacimy więcej

Na niektórych kierunkach w porównaniu z poprzednim rokiem płaci się już o ok. 5 proc. więcej.
Przyczyniły się do tego działania hotelarzy, którzy podnoszą ceny swoich usług. Najbardziej powszechne jest to w Turcji oraz Grecji. – W porównaniu z ubiegłym rokiem w Turcji właściciele obiektów podnieśli stawki o 8 – 12 proc. – mówi Piotr Henicz. W Grecji doszło do jeszcze większych podwyżek, przekraczających nawet 15 proc.
Turyści na razie dzielnie znoszą wzrost cen i tylko nieliczni rezygnują z wyjazdów. – Załamanie popytu nastąpi, gdy cena euro dojdzie do 4,7 zł – przewiduje Marek Andryszak.
Drogie staną się nie tylko wycieczki, które – jak oceniają biura – przy tym kursie pójdą w górę o 5 – 8 proc., ale i wydatki na miejscu. A Polacy znani są z tego, że zabierają z sobą sporo gotówki.
– Klienci, którzy teraz kupują wczasy i płacą stawki obowiązujące w ofercie first minute, będą musieli dopłacić do urlopu. Biura podróży będą miały prawo żądać od nich dodatkowych pieniędzy, ponieważ zgodnie z ustawą o usługach turystycznych cena wczasów może wzrosnąć, jeżeli zmienią się kursy walut czy koszty paliwa – tłumaczy Piotr Woś z Internetowego Centrum Podróży eSKY.pl.
Najwięksi touroperatorzy / DGP
Jak dodaje, można temu zaradzić, korzystając z gwarancji niezmienności ceny. Wiele biur jeszcze proponuje je nieodpłatnie. To jednak może się wkrótce zmienić. – W szybszym tempie będą też malały upusty przy tzw. first minute – uważa Marek Andryszak.
W tej chwili oferta wakacyjna jest sprzedawana nawet za 60 proc. ceny katalogowej. W marcu 2010 r. upusty sięgały 30 proc. W marcu 2012 r. mogą być już dużo niższe – twierdzi Andryszak.

A miało być tak pięknie

Zapowiadało się, że w branży turystycznej będzie poprawa. Po dwóch latach spadków biura liczyły na 2 – 5-proc. ożywienie w 2012 r. Taką nadzieję dawała bardzo dobra przedsprzedaż wycieczek prowadzona od czerwca tego roku. Do połowy listopada wzrosty zarówno w grupie zimowych, jak i letnich wyjazdów sięgały średnio 30 – 40 proc.
Oczekiwano też, że z czasem będzie coraz lepiej, bo będzie wracać zainteresowanie Egiptem i Tunezją, które spadło gwałtownie na skutek zamieszek w tych krajach. Po kilku miesiącach klienci mieli bowiem okazję przekonać się, że w kurortach wakacyjnych jest bezpiecznie. Wiele osób pogodziło się też z tym, że chcąc wyjechać w inne miejsce na wakacje, trzeba będzie przeznaczyć na to więcej pieniędzy. Ale trudno było oczekiwać, że podwyżki będą aż takie, na jakie zanosi się w tej chwili.