W piątek expose premiera. Donald Tusk, chcąc spiąć budżet, będzie musiał oszczędzać kosztem obywateli. Według naszych wyliczeń może zyskać dzięki temu nawet 18,7 mld zł. Ma jednak sporo zaskórniaków.
Mnożą się spekulacje dotyczące tego, gdzie rząd może znaleźć oszczędności lub dodatkowe wpływy, aby spiąć budżet na 2012 r. O ile raczej nierealne są zmiany w podatkach dochodowych, trudne w świadczeniach socjalnych, o tyle łatwe z punktu widzenia legislacyjnego są zmiany w składkach i podatkach pośrednich. Rząd ma też spore zaskórniaki, które – jeśli nie zrealizuje się scenariusz recesji – pozwolą mu przejść przez spowolnienie gospodarcze w 2012 r. bez sięgania do naszych kieszeni.
Działania realne

Wyższa składka rentowa

Rząd może, nawet od stycznia 2012 r., podwyższyć składkę rentową. Obecnie wynosi ona 6 proc. podstawy wymiaru (najczęściej to pensja brutto) – zmalała w latach 2007 – 2008 z 13 proc. Każdy 1 pkt proc. tej podwyżki oznacza dodatkowe wpływy do FUS sięgające 4 mld zł. O tyle mniej musi tam przekazać budżet. Rząd musiałby rozstrzygnąć, po której stronie dokonać podwyżki – pracownika czy firmy, choć może też np. po 1 pkt proc. podnieść składkę jednym i drugim.
Zaskórniaki ministra Jacka Rostkowskiego / DGP
Podniesienie jej o 1 pkt po stronie pracownika oznacza niższe pensje netto – przeciętna płaca wynosząca 3,5 tys. zł zmalałaby o blisko 35 zł miesięcznie. Rocznie średnio zarabiający Polak straciłby ponad 400 zł. Z kolei podniesienie jej o 1 pkt po stronie firm oznaczałoby, że miałyby one mniej pieniędzy (4 mld zł) m.in. na inwestycje. Straciliby też na tym samozatrudnieni. Ich miesięczny przelew do ZUS wzrósłby (jeśli podwyżka wyniosłaby 2 pkt) o prawie 50 zł. Wszystko to osłabiłoby wzrost gospodarczy i pogorszyło sytuację na rynku pracy. Dałoby jednak budżetowi 8 mld zł.

Więcej od samozatrudnionych

Obecnie samozatrudnieni płacą składki do ZUS od tzw. podstawy wymiaru nie niższej niż 60 proc. średniej płacy. Wynosi ona 2015,4 zł. Rząd mógłby podnieść ją (rozważa taki wariant) nawet od stycznia o 10 – 20 pkt proc. Wtedy podstawa, doliczając jeszcze tegoroczny wzrost płac, wzrosłaby do około 2,9 tys. zł (zakładając, że wyniesie 80 proc. pensji). W ślad za tym wyższe byłyby składki – urosłyby do poziomu 1160 zł miesięcznie. Dałoby to budżetowi prawie 3 mld zł rocznie. Osób odprowadzających pełne składki do ZUS jest 1,1 mln, a płaciliby 250 zł miesięcznie więcej niż obecnie.

Wyższy VAT

To najprostsza możliwość podwyżki podatków, bo można jej dokonać w trakcie roku z zachowaniem zaledwie miesięcznego vacatio legis. Zresztą gdyby dług publiczny przekroczył na koniec roku 55 proc. PKB, to VAT wzrośnie od lipca automatycznie (w innym przypadku trzeba nowelizować ustawę). Podwyżka stawek o kolejny 1 pkt proc. – do 6, 9 i 24 proc. – dałaby budżetowi 5 – 5,5 mld zł.
Skąd dodatkowe pieniądze do budżetu / DGP

Wyższa akcyza

Tu, podobnie jak w przypadku VAT, możliwe są zmiany podatku w ciągu roku. Do tego akcyza to po VAT najwyższa pozycja w dochodach budżetu – w 2012 r. ma przynieść 62 mld zł. Podatek jest nałożony m.in. na paliwa, używki, energię elektryczną. Rząd może działać elastycznie. Np. zwyżka akcyzy na olej napędowy o 4 proc. ma dać budżetowi w 2012 r. 2,2 mld zł. Realne jest uzyskanie z tego podatku 1 – 2 mld zł.

Niższa podwyżka emerytur

Możliwa jest szybka nowelizacja ustawy o emeryturach i rentach z FUS, aby przed marcową podwyżką świadczeń zmienić sposób jej wyliczania. Obecnie wskaźnik waloryzacji, od którego zależy skala podwyżki, uwzględnia średnioroczną inflację oraz co najmniej 20 proc. realnego wzrostu płac. Rząd może zrezygnować z tego drugiego składnika, tzw. zwiększenia. Budżet zaoszczędziłby na tym – biorąc pod uwagę, że zwiększenie wyniesie około 0,4 proc. – około 0,4 – 0,5 mld zł. To tym bardziej realne, że w tym roku inflacja jest wyższa od założonej – rząd będzie musiał i tak znaleźć dodatkowe pieniądze na podwyżki. Taka zmiana oznaczałaby, że średnia emerytura w ZUS, która wynosi 1,8 tys. zł, zamiast wzrosnąć o 90, wzrosłaby o 80 zł. Co ważne, nowelizacja ustawy o FUS przesądziłaby też o niższym wskaźniku dla świadczeniobiorców KRUS, byłych funkcjonariuszy służb mundurowych oraz osób otrzymujących zasiłki i świadczenia przedemerytalne oraz renty socjalne. W sumie dotyczyłaby 9,6 mln osób.



Wyższe składki od rolników

Rząd nakaże zapewne, aby wybrani rolnicy ubezpieczeni w KRUS sami za siebie płacili składki do NFZ. Obecnie za wszystkich robi to budżet, ale taki sposób finansowania został uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z ustawą zasadniczą. Rząd ma czas, aby do lutego 2012 r. naprawić ten wadliwy przepis.
Z wypowiedzi polityków PSL wynika, że zgodzą się, aby składki wynoszące około 30 zł płacili rolnicy, którzy mają gospodarstwa większe niż 15 ha. Budżet zaoszczędzi na tym około 100 mln zł rocznie. W KRUS jest ubezpieczonych 1,5 mln osób, z tego około 250 tys. w gospodarstwach, które są większe niż 15 ha.
Zamrożone pensje nauczycieli
To jedyna grupa wynagradzana z budżetu, która w przyszłym roku ma dostać podwyżki. Od września ich pensje mają wzrosnąć o 3,8 proc. Skutki budżetowe to ok. 600 mln zł. Pensje nauczycieli skoczą od niemal 100 zł w przypadku stażysty, do 183 zł w przypadku nauczyciela dyplomowanego.

Nowy sposób przyznawania rent

Możliwe jest szybkie wprowadzenie w życie ustawy o zmianie sposobu przyznawania rent z tytułu niezdolności do pracy z ZUS. Obecnie są one wyliczane według starych zasad, a mają – zgodnie z założeniami reformy emerytalnej – zależeć od wysokości kapitału zgromadzonego na emeryturę. Rząd już nawet uchwalił taką ustawę, ale została zawetowana przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Po jej wejściu w życie nowo przyznawane renty byłyby niższe. Nie przyniosłoby to natychmiastowych oszczędności, ale w perspektywie 8 najbliższych lat liczone już byłyby one w miliardach.
Działania dyskusyjne

Likwidacja becikowego

Rząd mógłby nawet od stycznia zlikwidować becikowe lub wprowadzić kryterium dochodowe przy jego wypłacie. Obecnie wydajemy na to świadczenie 400 mln zł rocznie. Problem polega na tym, że byłby to kontrowersyjne z punktu widzenia nabywania prawa do tego świadczenia przez kobiety, które już teraz są w ciąży i liczą się z tym, że becikowe dostaną. Co więcej, od marca 2010 r. kobiety, aby dostać to świadczenie, muszą przedstawić w gminie zaświadczenie, że przebywały pod opieką lekarza. – Zgodnie z duchem prawa rząd powinien zachować w tym przypadku okres przejściowy – uważa prof. Gertruda Uścińska z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Tłumaczy, że rodzice po pierwsze liczą się z tym, że otrzymają pomoc, a po drugie mogą – sugerując się wymogami jej otrzymania – zachowywać się w określony sposób. Jeśli rząd postąpiłby zgodnie z tymi standardami, becikowe zniknęłoby dopiero we wrześniu – październiku 2012 r. Wydajemy na nie 34 mln zł miesięcznie, więc oszczędności w przyszłym roku sięgnęłyby (przy całkowitej likwidacji) najwyżej 100 mln zł.

Wyższy wiek wdowców

Z naszych ustaleń wynika, że resort finansów martwi deficyt funduszu rentowego w FUS. W latach 2013 – 2017 wyniesie ponad 80 mld zł. Dlatego może naciskać, aby podnosić wiek uprawniający do rent wdowich. Obecnie zyskują do nich bezterminowo prawo zaledwie 50-letnie osoby. Rząd mógłby sukcesywnie, nawet od 2012 r., podnosić wiek uprawniający do tych świadczeń – docelowo powinien wynosić tyle, ile emerytalny. Obecnie ZUS na renty rodzinne wydaje prawie 2 mld zł miesięcznie, a 80 proc. tych świadczeń trafia właśnie do wdowców, a nie dzieci zmarłych ubezpieczonych.
Działania nierealne
Rząd w zasadzie nie ma szans na dokonanie zmian w PIT na przyszyły rok. Z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wynika, że wszelkie zmiany w tym podatku powinny być uchwalone i ogłoszone do końca listopada. To termin nie do przeskoczenia, tym bardziej że takie zmiany powinny być konsultowane. Zmiany możliwe są od 2013 r., a ewentualne skutki likwidacji ulg byłyby widoczne dopiero w budżecie na 2014 r. Na likwidacji bądź ograniczeniu rząd mógłby zyskać od 5 do niemal 9 mld zł.
Likwidacja ulgi na internet dałaby blisko 400 mln zł. Podatnik straciłby przeciętnie 571 zł. Likwidacja wspólnego rozliczenia małżonków to zysk dla budżetu na poziomie 2,6 mld zł.
Zmiana ulgi na dzieci oznacza dla państwa od 5,6 mld zł przychodu, gdyby ją zlikwidować, do około 2 mld zł, gdyby zabrać ją rodzinom z jednym dzieckiem. Pozostawienie jej dla osób z trójką dzieci faktycznie niewiele się różni od wariantu likwidacji, bo rodziny wielodzietne stanowią zdecydowaną mniejszość wśród podatników korzystających z ulgi.
Likwidacja 50 proc. kosztów uzyskania przychodów to 400 – 600 ml zł rocznie więcej w kasie państwa.
opinia
Witold Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers
Menu będzie zależało od potrzeb. Zestawienie przygotowane przez „DGP” dotyczy rzeczy, które można wykonać, ale nie trzeba. Decyzje będą zależały od rozwoju sytuacji. Od tego, czy trzeba będzie finanse konsolidować gwałtowanie, czy można to będzie robić spokojnie. Jeśli gospodarka będzie się rozwijać w miarę stabilnie, to ruchy rządu będą umiarkowane. Bo z pewnością podnoszenie podatków nie jest marzeniem ministra finansów, ale jeśli sytuacja będzie ciężka, to trzeba będzie użyć wszystkich wymienionych narzędzi.
opinia
Janusz Jankowiak, ekspert Polskiej Rady Biznesu
Trudno wybrać, które z tych działań rząd mógłby wybrać. Część zaproponowanych metod to podnoszenie podatków, jak w przypadku VAT czy akcyzy lub parapodatków. Natomiast propozycje oszczędnościowe, takie jak zmiany sposobu waloryzacji emerytur czy naliczania rent, mogą się okazać trudne do wprowadzenia z powodów politycznych. Mam nadzieję, że rząd, dokonując wyboru, będzie kierował się nie tylko wysokością przychodów czy oszczędności. Powinien brać równocześnie pod uwagę, by wybrane działania były jak najmniej szkodliwe dla gospodarki i wzrostu PKB.