Na polskim rynku dochodzi do coraz mniejszej liczby fuzji. Jak wynika z danych zebranych na zlecenie „DGP” przez firmę Dun & Bradstreet, do 5 października w polskich sądach ogłoszono 148 połączeń firm, a analitycy prognozują, że do końca roku liczba ta może wzrosnąć najwyżej do 200. Tymczasem jeszcze w 2009 roku było ich niemal 500.
– W 2010 r. na konsolidację zdecydowały się 402 przedsiębiorstwa – przypomina Tomasz Starzyk, analityk z Dun & Bradstreet. Dodaje jednak, że ten rok może być ostatnim, w którym odnotowywane były tak duże spadki. W przyszłym roku liczba fuzji ma bardzo dynamicznie wzrosnąć i możliwe jest nawet pobicie rekordów z 2009 roku. Zdaniem ekspertów spowoduje to nadchodząca druga fala kryzysu.
– Niewykluczone, że szykuje się nawet upadek strefy euro. Firmy, które się dobrze do tego nie przygotują, staną się łatwym łupem. Zwłaszcza że jest wiele sektorów, które nie są wystarczająco skoncentrowane, jak na przykład bankowy – zauważa Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Gdy nadpłynie druga fala recesji, firmy, których kasy zostały spustoszone w latach 2009 – 2010 i nadal działają na granicy bankructwa, będą próbowały ratować się w każdy możliwy sposób. W efekcie tego ich wycena znacząco spadnie, czyli zostanie urealniona.
Przez ostatnie lata to właśnie zawyżanie wartości spółek było głównym powodem spadku przejęć. – Oczekiwania firm napędzane ego ich właścicieli były zbyt wysokie w stosunku do tego, ile kupujący byli w stanie zapłacić – zauważa Tomasz Starzyk.
Największe pole do rozwoju działań konsolidacyjnych jest w branży spożywczej. Przede wszystkim dlatego, że jest to branża bardzo rozdrobniona, co sprzyja konsolidacji.
Jak wynika z danych Dun & Bradstreet, w sektorze tym działa ponad 151 tys. sklepów i 213 tys. hurtowni. Produkcją żywności trudni się natomiast 215 tys. podmiotów.
Co więcej jest to branża, która boryka się z rosnącymi cenami surowców, np. cukru czy kakao, których nie można w pełni przenieść na produkt końcowy ze względu na presję nowoczesnego handlu. Dlatego producenci spożywczy nie mają wyjścia – muszą się łączyć, aby przeciwdziałać wzrostowi kosztów i uratować część marży. – Zachęca ich do tego też coraz bardziej skonsolidowany rynek odbiorców – bardzo dużych sieci dystrybutorów czy supermarketów i dyskontów. One narzucają dostawcom swoje warunki, których spełnienie jest trudne dla samodzielnych, mniejszych firm. Więksi dostawcy mogą zaś negocjować lepsze warunki – wyjaśnia Paweł Tyszka, zastępca dyrektora działu oceny ryzyka w Euler Hermes.
W złej kondycji finansowej jest również branża napojów – cierpi głównie przez nieudane sezony letnie w roku tym i poprzednim. Im więcej chmur i deszczu, tym Polacy mniej piją. Jak wynika z danych Euler Hermes, zatory płatnicze w tym sektorze w miesiącach wakacyjnych wynosiły aż 25 proc. wartości sprzedaży.
W tarapatach są również małe sklepy, które nie są w stanie konkurować cenowo z dużymi sieciami hipermarketów. Dowodem na to, że konsolidacja na tym rynku postępuje, może być siec Odido, której udało się w ciągu niecałego roku podpisać 450 umów z właścicielami sklepów gotowymi działać pod jej marką. Jest to też branża, która boryka się z ogromnymi zatorami, sięgającymi już 420 mln zł.