W godzinach popołudniowych NBP dokonał sprzedaży pewnej ilości walut obcych za złote - poinformował Narodowy Bank Polski w piątkowym komunikacie. Bank nie podał jaką kwotę wymienił na rynku.



W piątek po godzinie 10 złoty umocnił się wobec euro o ponad 3 grosze, z 4,44 zł do poniżej 4,41 zł. Po godzinie 14 nastąpiło kolejne umocnienie złotego do kursu poniżej 4,40 zł za euro. Około godziny 16 rynek wyceniał euro na ponad 4,42 zł.

W wyniku interwencji złoty umocnił się także do dolara. Po porannym osłabieniu naszej waluty wobec dolara z 3,25 do 3,29, około godziny 10 kurs gwałtownie spadł z powrotem do poziomu 3,25 zł za dolara. Potem dolar znów zaczął się umacniać do poziomu 2,28 złotego, po czym około godziny 14 nastąpił spadek kursu dolara do poziomu poniżej 3,26 zł, a ok. 16 dolar kosztował 3,29 zł.

Podobnie kształtował się kurs złotego wobec franka szwajcarskiego. Po porannym osłabieniu, około godziny 10 nastąpiło gwałtowne umocnienie złotego. Kolejne miało miejsce około godz. 14, ale potem złoty znowu zaczął tracić.

Diler walutowy z Kredyt Banku Robert Kęsicki powiedział w rozmowie z PAP, że w piątek na rynku walutowym widać było kilka przymiarek NBP do interwencji, a "potem było dość nerwowo". Wyjaśnił, że NBP pytał w niektórych bankach o ceny walut, po czym dokonał transakcji.

"NBP od rana przygląda się bacznie rynkowi i - przy niepokojących danych, które do nas dochodzą: spadku na giełdzie i spadku kwotowania euro wobec dolara - nie pozwala znacznie osłabić się złotemu. Gdyby nie interwencje NBP można było się spodziewać znacznego osłabienia złotego" - powiedział diler.

Jego zdaniem, działania NBP poprawiły płynność na rynku i w pewnym sensie ustabilizowały kurs złotego. "Teraz znajduje się on w przedziale 4,39-3,50 do euro i o ile w okolicach kursu 4,40 znajdują się chętni do kupna (...), o tyle przy tych wyższych kursach oferta NBP i Ministerstwa Finansów poprzez bank BGK (resort finansów sprzedawał za pośrednictwem BGK euro na rynku - PAP) studzi nastroje" - powiedział diler.

Zdaniem Kęsickiego trudno jest oszacować kwotę, jaką NBP wymienił w piątek na rynku.

Analityk X-Trade Brokers Marcin Kiepas stwierdził, że piątkową obecność NBP na rynku trudno nazwać interwencją, gdyż kwota jaką +rzucił na rynek+ bank centralny była niewielka. "Świadczy o tym fakt, że ruch na złotym był niewielki" - ocenił analityk XTB.

Dodał, że przed południem na rynku pojawiła się informacja, że NBP zwrócił się do banków z pytaniem o ofertę kupna i sprzedaży 20 mln euro.

"Część rynku zinterpretowała to jako zapowiedź potencjalnej interwencji, po tym jak przed tygodniem NBP interweniował obniżając kursy dolara/złotego, euro/złoty o ponad 10 gr" - powiedział Kiepas.

W efekcie mimo złych danych makroekonomicznych napływających z gospodarki europejskiej, m.in. słaba sprzedaż detaliczna w Niemczech, oraz spadów na europejskich giełdach, kurs złotego był relatywnie stabilny.

"Gdyby nie obawa rynku o to, że NBP może zainterweniować, złoty mógł być tańszy o ok. 3-4 grosze wobec głównych walut" - ocenił Kiepas.

Gra na spadek kursu danej waluty pozwala zarobić inwestorom podobnie jak w przypadku wzrotu wartości danej waluty. Kęsicki tłumaczy, że kryzys i niepewność na świecie powodują większą zmienność cen przy jednocześnie mnijeszej płynności, bowiem część inwestorów wycofuje się z rynku. Dla tych, którzy zostają na rynku pojawia się jednak możliwość większego zarobku, choć związane jest to z większym ryzykiem.



"Gracze oszacowali, że grając na spadek wartości złotego, mają szansę zarobić. (...) Liczą na to, że złoty dojdzie do jakiegoś poziomu, który zakładają w swoich raportach. Po jego osiągnięciu będą sprzedawali euro i realizowali zyski" - wyjaśnia diler.

Dodał, że inwestorzy grający na spadek wartości naszej waluty kupują euro za złote, które np. pożyczają na rynku. Poza tym do gry przeciw złotemu dołączają się inwestorzy, którzy rezygnują z zaangażowania w polskie aktywa, akcje lub obligacje, oceniane jako bardziej ryzykowne. Uzyskane z ich sprzedaży złote także są zamieniane na euro, co dodatkowo osłabia polską walutę.

Zdaniem Kęsickiego działania NBP i MF nie są nastawione na osiągnięcie określonego kursu złotego, ale na poprawienie płynności i uspokojenie gwałtownych zmian cen. Zmiany te powodują bowiem, że przedsiębiorcy - importerzy, czy eksporterzy - wstrzymują się z zawieraniem transakcji.

"NBP chce pokazać graczom, którzy chcą zarobić na różnicach kursowych, że mogą próbować, ale muszą zmierzyć się z dużym graczem, jakim jest bank centralny" - powiedział diler.

Kęsicki wytłumaczył, że interwencja NBP polega na tym, iż bank centralny kontaktuje się z bankami komercyyjnymi, prosi o kwotowania walut i po ich otrzymaniu zawiera transakcje, bądź nie. "To normalna transakcja na rynku międzybankowym, z tym że jedną stroną jest NBP" - wyjaśnił. W efekcie interwencji złoty zyskuje na wartości.

Zdaniem Kęsickiego, aby kolejne interwencje były skuteczne, ich ciężar musi być jednak większy, bowiem gracze będą na nie przygotowani. Diler powiedział, że interwencja z ubiegłego tygodnia była szacowana przez rynek na ok. 200-300 mln euro.

Zgodnie z danymi NBP o stanie oficjalnych aktywów rezerwowych na koniec sierpnia 2011 r. aktywa te były wyceniane na prawie 107 mld dolarów.

Euro wymienia na rynku także Ministerstwo Finansów za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego. Podobnie jak NBP, resort finansów nie informuje o skali wymiany.

"Zgodnie z porozumieniem zawartym z prezesem NBP i komunikatem opublikowanym w kwietniu br. informacje o sprzedaży walut na rynku walutowym będą podane dopiero w 2012 roku" - poinformowała PAP rzeczniczka resortu finansów Małgorzata Brzoza.

W kwietniu MF podało, że w porozumieniu z bankiem centralnym zdecydowało o regularnej sprzedaży części środków walutowych z funduszy unijnych bezpośrednio na rynku walutowym.

"W 2011 r. wartość środków unijnych, które mogą zostać wymienione na złote, wynosi ok. 16-17 mld euro, z czego w I kw. wymieniono w NBP 2,7 mld euro" - napisano w komunikacie. W kwietniu br. do wymiany pozostało ok. 13-14 mld euro, a w roku przyszłym ok. 17-18 mld euro.