Szef resortu infrastruktury Cezary Grabarczyk przed wyborami wraca do odwlekanego problemu naprawy polskiej kolei.
Wczoraj w Warszawie spotkał się z przedstawicielami spółek kolejowych, związkowcami i marszałkami województw. Tzw. szczyt kolejowy wymusili na Grabarczyku protestujący w połowie sierpnia kolejarze.
Minister infrastruktury zaproponował stworzenie eksperckich grup roboczych, które będą omawiać m.in. kwestie bezpieczeństwa i modernizacji kolei. – Jestem gotów przyjąć zalecenia wypracowane w ramach tych grup – zadeklarował Grabarczyk.
Ale efekt prac, które powinniśmy poznać, może okazać się mizerny. – By coś z tych rozmów wyszło, marszałkowie województw muszą się zobowiązać, że na czas trwania szczytu nie będą przeprowadzać istotnych zmian organizacyjnych na kolei, by wypracować nowy model jej działania – mówi Leszek Miętek, przewodniczący związku zawodowego kolejarzy.
Ale minister Grabarczyk i część marszałków na ten pomysł nie chcą przystać. – Nie mogę sobie pozwolić na przerwę w modernizacji kolei, bo to oznacza straty – odpowiada Wojciech Jankowiak, wicemarszałek woj. wielkopolskiego. Związkowcy mają też problem z nakłonieniem władz Śląska do wstrzymania się z uruchomieniem kolei śląskich, które mogłyby zaszkodzić interesom Przewozów Regionalnych.
Kolejarze zarzucali ministrowi niskie nakłady na projekty inwestycyjne, a także niejasne powody, dla których część z nich została odrzucona. – Wciąż czekamy na uzasadnienie, dlaczego resort odrzucił projekt modernizacji infrastruktury, z której korzystają Przewozy Regionalne – mówi Małgorzata Kuczewska-Ławska, prezes spółki.
Grabarczyk przyznaje: liczba projektów to jego pięta achilesowa. Ale twierdzi, że nie może samodzielnie decydować o przesunięciach budżetowych, bo środki często pochodzą z funduszy europejskich. – To zadanie ministra rozwoju regionalnego – mówi.
Eksperci nie wierzą w sukces szczytu kolejowego. – Minister bierze się do rozwiązywania problemów, gdy może najmniej zrobić. Takich spotkań było już wiele – uważa Adrian Furgalski. Twierdzi, że ministrowi zależy na kupieniu sobie czasu i spokoju w okresie przedwyborczym, a nie załatwieniu spraw na kolei.